Vino Nobile di Montepulciano L'Acciano 2010

22 kwi 2013

     Cóż, czasem słońce, czasem deszcz. Tym razem się nie udało. Etykieta sugerowała, że jest szansa na całkiem przyjemne doznania, a tu - nic. Wino nie smakowało mi ani od razu po otwarciu butelki, ani po kilku godzinach. Kolor jakiś niewyraźny, mało intensywny, na styku ze szkłem rozjaśniający się do czegoś zupełnie wodnistego. Zapach słabo wyczuwalny, przede wszystkim coś jak mokre drewno, choć nie jestem pewien, że tak to należy określić. Smak - też nie za bardzo. Najbardziej skojarzył mi się znów z drewnem. Dość wytrawne, choć bez przesady.
     Nie chcę przez to powiedzieć, że to jest zupełnie złe wino, ale oczekiwania miałem znacznie wyższe. Ale, po pierwsze, może to kiepski rocznik, który ze względu na cenę w całości poszedł do masowej (supermarketowej) sprzedaży, może było źle przechowywane, a może po prostu - jak Barolo - jest to wino zupełnie nie w moim guście. Nie wiem, trzeba będzie jeszcze raz kiedyś sprawdzić. Wtedy będę wiedział, czy to jest wino, do którego warto wracać. Ale spieszyć się z powtarzaniem próby raczej nie będę.
     Swoją drogą, zastanawiam się: o niektórych winach mówi się, że są "trudne". Może dzisiejsze Vino Nobile di Montepulciano i wspomniane Barolo są dla mnie właśnie zbyt trudne?
     Dla pełnej informacji: Vino Nobile di Montepulciano powstaje z sangiovese canaiolo nero - w przeciwieństwie do Montepulciano d'Abruzzo, w którym wiodącym szczepem jest właśnie montepulciano.

Iceman w Renault Megane

20 kwi 2013



Lubię Kimiego (Kimi-Matias Räikkönen). Szczególnie spodobało mi się, że po ostatnim wyścigu F1 (Chiny) okazało się, że był przekonany, iż jedzie z wymienionym nosem - a nos był uszkodzony. Mimo to dojechał na drugim miejscu, nie dając się Hamiltonowi!

P.S. A dzisiaj (21.04.2013, Bahrain) kierowcy obu Lotusów na pudle: Kimi drugi, a Grosjean trzeci! A wygrał, jak zwykle, Vettel.

"Morfina" Szczepan Twardoch

16 kwi 2013


     O tej książce krytycy i recenzenci mówią w samych superlatywach. Chwalą Twardocha za konstrukcję powieści, za język, za dbałość o szczegóły, za zręczne granie stereotypami - no właściwie za wszystko. Gdy popytałem tych, którzy książkę przeczytali - też wszyscy twierdzą, że to wybitna powieść. Ja sam wciąż jej nie doczytałem (jestem gdzieś tak w połowie), ale już teraz mogę potwierdzić: tak, to jest wydarzenie w polskiej literaturze współczesnej. Ale mam z "Morfiną" problem. Zupełnie, ale to naprawdę zupełnie nie mogę zanurzyć się w języku Twardocha. Rozumiem, dlaczego jest taki, a nie inny - ale nie mogę. Nie odpowiada mi, czyta się ciężko. Nie ma w nim przesadnej archaizacji, co najwyżej lekkie upodobnienie do przedwojennego brzmienia polszczyzny, więc nie o to chodzi. Sądzę, że trudność sprawiają mi liczne fragmenty, gęsto rozsypane po całej książce, przypominające język Gombrowicza. (Nie znaczy to bynajmniej, że Gombrowicza znam - też mi nigdy nie wchodził, ale mniej-więcej kojarzę sposób pisania.)
     Skojarzenie z Gombrowiczem powtarza się właściwie w każdej recenzji, czyli zapewne się nie mylę. Długie zdania, pozbawione "normalnej" interpunkcji, płynne prześlizgiwanie się między warstwami bardziej czy mniej rzeczywistej rzeczywistości, zjeżdżanie w narkotyczne majaki - a w tym wszystkim próba zrozumienia własnej tożsamości bohatera. Ta próba ciągnie się przez wszystkie jego działania i zaniechania i jak od ścian odbija się od uzależnienia od morfiny i od kobiet - żony, kochanki i przede wszystkim matki. Wszystko to jest podane w sosie z groteski, ale bez przesady. To taka groteska codzienna, groteska grozy życia, istnienia i wojny.
     Po przeczytaniu kilku pierwszych stron obawiałem się, że wraz z autorem ugrzęznę w demitologizacji Polski przedwojennej i walczącej, ale nie. Wygląda na to, że Twardoch miał świadomość zagrożenia i w pełni świadomie rafę ominął. Całe szczęście, bo wówczas na pewno nie dałbym rady książki dokończyć.
     Wiem już, co mnie czeka, wiem, że będę zmagał się z lekturą, ale spróbuję. Bo jest w tej książce coś, co - mimo że jej "transowość" nie bardzo mi odpowiada - nie pozwala tak po prostu odłożyć ją na półkę.

Joseph Castan Corbieres Reserve 2010

14 kwi 2013


     Po prostu nabrałem ochoty na kieliszek (albo dwa) wina. Po dojrzałym namyśle uznałem, że trzeba otworzyć coś, czego nie znam. A w szczególności nie znam francuskich win. No to Joseph Castan Corbieres Reserve 2010!
     Langwedocja, południe Francji. Stamtąd blisko już do Pirenejów i do Hiszpanii. Otwieram butelkę, nalewam, próbuję. Zapach i smak sugerują… malbec. Jakie malbec? Przecież na etykiecie jak byk: carignan, syrah i grenache. Ale słowo daję, gdyby ktoś dał mi kieliszek i kazał powiedzieć, skąd to wino, to powiedziałbym, że z Argentyny.
     No dobrze, pachnie jak malbec, smakuje jak malbec - w tym akurat nic złego. Po chwili już było wiadomo, że nie malbec, bo okazało się - nie wiem, jak to określić - twardsze? bardziej "suche"? Specjalnych subtelności jak zwykle nie wyczułem, ale w zapachu jeżyny, może trochę porzeczki, w smaku - też. I tuż po smaku owoców pojawiło się coś przykrego - alkohol. Dość brutalny, wręcz piekący na podniebieniu. Szkoda. Ogólne wrażenie - niezłe, może nieco ciężkawe, ale wrażenie psuje ten alkohol. Co prawda, godzinę po otwarciu butelki jest nieco lepiej, ale tylko "nieco", nie do końca.
     Specjaliści twierdzą, że Langwedocja produkuje wina supermarketowe. Może i tak. Ale to konkretne trochę mnie zawiodło. Liczyłem na coś innego, bo wreszcie za oknem wiosna. Ale to wcale nie znaczy, że zaraz nie naleję sobie kolejnego kieliszka...

Solaz po raz drugi

13 kwi 2013

     Z przyjemnością otworzyłem dzisiaj - do obiadu, a właściwie przed obiadem - drugą butelkę Solaz Blanco. Dokładnie takie samo, o którym wspominałem już wcześniej. Ale wrażenia były nieco inne - lepsze. Może dlatego że od początku rozmawialiśmy z Asią o wrażeniach. No i tak: wino jest łagodne i spokojne, niska kwasowość, na początku zapach tylko mineralny, ale po jakimś czasie pojawiają się nuty kwiatowe, w smaku na początku dominuje cytrus (mnie się skojarzyło z cytryną), potem, przy kolejnym kieliszku, pojawia się ledwo wyczuwalne jabłko. Najciekawsze dla mnie było to, że przy daniu o charakterze azjatyckim w smaku pojawił się miód. Bez jakiegokolwiek śladu słodyczy, ale jednak miód. Bardzo ciekawe wrażenie. Może wywołał to imbir, którego wyczuwalna ilość była w jedzeniu, nie wiem.
     Tak czy owak, polubiłem to wino. Chyba niepotrzebnie, bo w naszych sklepach go nigdy nie widziałem (te dwie butelki przyjechały z Hiszpanii). Trudno, mam jeszcze mały łyk w kieliszku...

Fleur de Roche Sauvignon Blanc

7 kwi 2013


     Powoli, bardzo powoli uczę się białych win. Dla mnie to proste: czerwone wina generalnie są bardziej wyraziste i zdecydowane w smaku i zapachu, niż białe. Nie znaczy to, że smak i zapach białych win jest słabszy. Nic podobnego! Jest po prostu nieco delikatniejszy i trochę trudniej (dla mnie!) wyczuć składowe.
     I próbowane ostatnio (również wczoraj) Fleur de Roche Sauvignon Blanc z Gaskonii było dobrym przykładem. Po pierwsze, mam problem z francuskimi winami, bo są często droższe od innych - w stosunku do jakości. Po drugie, jeżeli już Gaskonia, to Armagnac, foie gras i d'Artagnan, a nie białe wino. Po trzecie, od jakiegoś czasu wiem (głównie z lektury), że centrum produkcji dobrego Sauvignon Blanc przeniosło się na przeciwną stronę globu i znajduje się w Nowej Zelandii. Nawet przypomniałem sobie, że nie tak dawno piłem Kim Crawford Marlborough Sauvignon Blanc. Osoba, której zdanie o winach cenię, powiedziała mi też o Cloudy Bay Sauvignon Blanc, też z regionu Marlborough (zajrzałem do netu, sprawdziłęm ceny - powyżej 100 złotych za butelkę…). I ta właśnie osoba bez pytania z mojej strony określiła Fleur de Roche jako "niezłe". Ufam więc, że moje dość pozytywne odczucia w stosunku do tego wina nie są błędne.
     W kieliszku - bardzo jasne, słomkowe. Zapach owocowy (chyba najbliższym określeniem byłoby "cytrusowy"), smak też, ale tylko na początku. Potem owoce gdzieś znikają i zostaje zupełnie inny, łąkowo-mineralny smak. Nie miałem możliwości bezpośredniego porównania z winami z Marlborough, ale Fleur de Roche zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie. Uczę się!

P.S. Trochę zmieniam format postów - od teraz tytuły będą wyglądały inaczej.