Czteroletnia córka do ojca:
- Nie drzyj się na mnie, nie jestem twoją żoną.
Czy baran jest niezbędny?
6 wrz 2016
Z trwających już kilkadziesiąt lat obserwacji własnych oraz z lektur wynika coś, co mnie wprawia w osłupienie. Chodzi mi o zniewolenie. W tej części świata, w której żyjemy - pojęcie (i zjawisko) ważne.
Pomijając sytuację, gdy sprawcą zniewolenia w sposób oczywisty i niewątpliwy jest obca siła (okupant, zaborca itd.), ludzie, którzy wolność utracili lub nigdy jej nie mieli, życzą zniewolenia tym wszystkim, którzy z jakichś powodów są wolni (lub przynajmniej mają tej wolności zauważalnie więcej). Niewolnik kieruje swoje niezadowolenie, swoją nienawiść nie do ciemiężycieli, tylko do tych, którzy niewolnikami nie są, czyli do myślących inaczej, niż niewolnicy. Wiele razy zauważyłem, że w społeczeństwach czy społecznościach "pod presją" bardzo szybko rodzi się niechętny, czasem agresywnie niechętny stosunek do tych, którzy ledwie mówią o wolności - nie mówiąc już o czynnym dążeniu do niej. Przykładów jest cała masa, a jako pierwszy nasuwa się stosunek do demokratycznej opozycji w społeczeństwach pod autorytarnymi rządami. I nie chodzi mi o stosunek władzy do opozycji, bo to jest w miarę oczywiste. Chodzi o społeczeństwo. Ludzie boją się wolności, bo wymaga podejmowania decyzji? Dysonans poznawczy? Zwykły oportunizm? Kulimy się w naszym zniewoleniu i odnajdujemy w tym komfort? Tak do końca nigdy nie potrafiłem tego sobie wytłumaczyć.
Gdy się jest wolnym, potrzebny jest nie nadzorca, tylko mentor, nie dyktator, tylko autorytet. Czy chodzi tylko o to, że w sytuacji wolności nie jest potrzebny baran-przewodnik, bez którego owce nie potrafią żyć? A może o narzucany nam i przyjmowany bez oporu schmittański podział "przyjaciel - wróg", który tak upraszcza życie?
Pomijając sytuację, gdy sprawcą zniewolenia w sposób oczywisty i niewątpliwy jest obca siła (okupant, zaborca itd.), ludzie, którzy wolność utracili lub nigdy jej nie mieli, życzą zniewolenia tym wszystkim, którzy z jakichś powodów są wolni (lub przynajmniej mają tej wolności zauważalnie więcej). Niewolnik kieruje swoje niezadowolenie, swoją nienawiść nie do ciemiężycieli, tylko do tych, którzy niewolnikami nie są, czyli do myślących inaczej, niż niewolnicy. Wiele razy zauważyłem, że w społeczeństwach czy społecznościach "pod presją" bardzo szybko rodzi się niechętny, czasem agresywnie niechętny stosunek do tych, którzy ledwie mówią o wolności - nie mówiąc już o czynnym dążeniu do niej. Przykładów jest cała masa, a jako pierwszy nasuwa się stosunek do demokratycznej opozycji w społeczeństwach pod autorytarnymi rządami. I nie chodzi mi o stosunek władzy do opozycji, bo to jest w miarę oczywiste. Chodzi o społeczeństwo. Ludzie boją się wolności, bo wymaga podejmowania decyzji? Dysonans poznawczy? Zwykły oportunizm? Kulimy się w naszym zniewoleniu i odnajdujemy w tym komfort? Tak do końca nigdy nie potrafiłem tego sobie wytłumaczyć.
Gdy się jest wolnym, potrzebny jest nie nadzorca, tylko mentor, nie dyktator, tylko autorytet. Czy chodzi tylko o to, że w sytuacji wolności nie jest potrzebny baran-przewodnik, bez którego owce nie potrafią żyć? A może o narzucany nam i przyjmowany bez oporu schmittański podział "przyjaciel - wróg", który tak upraszcza życie?
Wyrwane z kontekstu
5 wrz 2016
Etykiety:
Wyrwane z kontekstu
Żyjemy w kraju, który ma heroiczną przeszłość, burzliwą i skomplikowaną teraźniejszość i wspaniałą przyszłość. I tak będzie zawsze.
Wyrwane z kontekstu
Etykiety:
Wyrwane z kontekstu
- Mamo, prawda, że zwierzęta bywają bez ogona i z ogonem?
- Prawda. Jeszcze bywa ogon bez zwierzęcia, czyli wąż.
- Prawda. Jeszcze bywa ogon bez zwierzęcia, czyli wąż.
Subskrybuj:
Posty (Atom)