Kabaret warszawski

26 kwi 2014

     Nie wiem, jak zacząć. Może tak: wolę jakąkolwiek fabułę (najwyżej nie będzie mnie interesowała) niż epatowanie widza samym erotyzmem. W związku z tym, że fabuły w drugiej części spektaklu "Kabaret warszawski" nie dostrzegłem, wydała mi się zbędna. W przeciwieństwie do pierwszej, która fabułę miała.
     Wiem na pewno, że nie zrozumiałem niektórych odniesień do literatury czy filmu, łącznie z tymi, które są podobno podstawowe dla spektaklu, bo były inspiracją dla reżysera, Krzysztofa Warlikowskiego: tekstu "I'm a Camera" Johna van Druttena i film "Shortbus" Johna Camerona Mitchella. w przedstawieniu przytoczone są również fragmenty innych dzieł, na przykład eseju "Funkcja orgazmu" Wilhelma Reicha z 1942 r. Żadnego z tych utworów nie znam, więc nie mogłem ustosunkować się do połączenia ich treści z tym, co działo się na scenie.

Wyrwane z kontekstu

     Wódka sama z siebie jest kompletnie nieszkodliwa. Szkodliwa się staje dopiero jak się ją pije.

Cote semi-dry white

     Z etykiety nie dowiemy się właściwie niczego. Jest nazwa Cote, jest określenie semi dry, jest kraj pochodzenia (Bułgaria), 12,5% alkoholu. Producent, firma Vinex Slavyantsi, pozycjonuje to wino jako stołowe i podaje, że "wino charakteryzuje się delikatnym smakiem świeżych owoców oraz aromatem z wyczuwalnym agrestem i winogronem" (ze strony internetowej firmy Vinex).
     Mimo to podjąłem ryzyko. Wcześniej, dość dawno temu, próbowałem czegoś czerwonego z nazwą Cote na etykiecie - było złe. W ogóle trochę z obawą podchodzę do win, które kosztują kilkanaście złotych, choć wolałbym, żeby wszystkie tyle kosztowały. Ale to białe półwytrawne jest... no, akceptowalne. Ot, takie "ogólne" białe wino do popijania niewyszukanego obiadu. Naprawdę, nie znalazłem do czego się przyczepić. Może tylko tyle, że nie bardzo nadaje się do picia samo w sobie, bo nie dostarcza żadnych interesujących bodźców. Ale jako "popychacz" - zupełnie do przyjęcia. Popijaliśmy tym winem klasyczną wersję Mac and cheese z pieczonym kalafiorem. Ostatnio często jako przyprawy używam oliwy, mocno aromatyzowanej czosnkiem i bardzo ostrą papryką. Tym właśnie obficie skropiłem kalafiora. I do tego Cote semi-dry white ze swoją całkiem przyjemną kwasowością pasowało zupełnie dobrze. Jako gaśnica...

Wyrwane z kontekstu

     Jestem pewien, że zła passa się skończy. Przecież nie będę żył wiecznie.

Wyrwane z kontekstu

25 kwi 2014

     Nie ma sytuacji bez wyjścia, zawsze można się powiesić.

Blue Fin 2012

23 kwi 2014

     Po pierwsze, nie za bardzo znam wina portugalskie. Hasło "Vinho Verde" nie jest mi tak do końca obce, ale jakoś nigdy nie miałem zbyt wielu okazji, żeby z portugalskimi trunkami się zaprzyjaźnić. No i gdy zajrzałem do pewnego sklepu internetowego, gdzie znalazłem dobrą ofertę na "Blue Fin", długo się nie namyślałem.
     Po drugie, pomyślałem sobie, że to powinno być dobre wino na lato. Jeżeli mówią mi, że jest lekkie, o nieco cytrusowym smaku, na dodatek subtelnie musujące... Natychmiast wyobraziłem sobie upalny dzień, mój ulubiony stół z desek pod lipą i dobrze schłodzoną butelkę "Blue Fin" - czego chcieć jeszcze? No chyba tylko tego, żeby ten dzień już nadszedł.
     Co do wina, to mogę powiedzieć, że obietnica została spełniona. Wino jest lekkie, zawartość alkoholu - niewyczuwalne 10%, delikatne cytrusy jak najbardziej obecne, no i musujące też jest. Naprawdę bardzo przyjemne wino, mogę to stwierdzić z całą pewnością po dokładnym zapoznaniu się z zawartością dwóch butelek. Nie wiem tylko, czy coś zostanie na ten upalny dzień.

Vipukirves

     Nie uwierzycie, ale można na nowo wynaleźć siekierę. Oto fińskie radykalne podejście do tego starożytnego narzędzia:



Nie wiem, czy genialne, ale wrażenie z pewnością robi. Rzecz nazwano Vipukirves. Nie wiem, jak to przetłumaczyć na polski, po angielsku - Leveraxe (dźwigniosiekiera). Jest do kupienia za około $250, choć na razie nie u nas. (Filmik z Youtube)

Passero Sangiovese 2011

21 kwi 2014

     Nie od razu doceniłem to wino. Pierwsza butelka wydała mi się przeciętna, a może nawet poniżej przeciętnej. Ale - jak się okazało, na szczęście - miałem ich kilka. Dziś, do świątecznego obiadu, wypiliśmy ostatnią. Teraz mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć - to dobre wino do obiadu w gronie rodziny albo przyjaciół. Co tam dobre - znakomite!
     Wino jest produkowane nieopodal Florencji, z jednego szczepu (sangiovese), z winogron, które pochodzą z jednej winnicy. Robi wrażenie prostego, niezbyt wyszukanego. Ale jest świetnie zrównoważone. Niezbyt taniczne, ale dzięki temu, że jest pozbawione słodko-waniliowych smaków beczki, doskonale pasowało do umiarkowanie przyprawionej (ale za to doskonałej jakości) polędwicy wołowej, zapieczonej w cieście francuskim. Jestem absolutnie pewien, że równie dobrze pasuje do lasagne, pizzy czy włoskich makaronów z sosem i serem.

The Waxed Bat 2013

19 kwi 2014

     Kolejna butelka z podpisem Rodolfo "Opi" Sandlera: The Waxed Bat 2013, cabernet sauvignon, shiraz, malbec. I znów trafione, wino w moim guście. Jak na niezbyt drogie wino - bardzo solidne, raczej po tej cięższej stronie, bo świetnie nadaje się do niezbyt chudego smażonego, pieczonego lub grillowanego mięsa albo do tego, co amerykanie nazywają comfort food, czyli sycących zapiekanych dań z mięsem i serem. Wszystko ma na swoim miejscu, bo jak specjalista weźmie wymienione trzy szczepy, to coś dobrego wyjść musi.
     Wino argentyńskie, 14,5% alkoholu. Pan Sandler napisał, że zrobił to wino, by upamiętnić swojego dziadka i jego piwnicę, pełną butelek, zapieczętowanych woskiem, i nietoperzy - stąd nieco dziwaczna nazwa.
     Z pełną świadomością zrobiłem też następujący eksperyment: odrobina kajmaku (Magda akurat robi mazurki), a potem łyk The Waxed Bat - koszmar! Nie pijcie tego wina ze słodyczami! Mięso, aromatyczny ser - tak, ale nic słodkiego, bo i z deseru, i z wina pozostaną jak najgorsze wrażenia.

Jaja!

18 kwi 2014

Z okazji świąt (Alleluja!) - każdemu takiego jaja, jakiego potrzebuje!



A swoją drogą, Faberge znał się na jajach...

Opi Malbec 2012

13 kwi 2014

     Niejaki Rodolfo Sadler bardzo wyraźnie podpisał się na tym winie. Ale nie ma czego się wstydzić: wino mu wyszło. Jak zwykle, nie będę próbował się wymądrzać i rozkładać zapachów i smaków na czynniki pierwsze, bo nigdy tego nie umiałem zrobić i nadal nie umiem - tyle że wcale do tego nie dążę. Ale lubię Malbec. A Malbec w wykonaniu pana Sadlera wyróżnia się tym, że jest - w porównaniu do innych wersji win noszących tę nazwę - zdecydowanie lżejszy.

Wyrwane z kontekstu

11 kwi 2014

     Nie wiem, kto pisze scenariusz mojego życia, ale poczucie humoru ma raczej pokrętne.