Mateus rosé

19 sie 2013

     Lekko musujące różowe portugalskie. U nas dość dobrze znane, w USA - legenda pokolenia, które wychowało się na muzyce The Four Tops. Bezbłędnie rozpoznawalna butelka, zawierająca w pełni akceptowalny w upalne popołudnie napój (11% alkoholu). W warunkach trzydziestostopniowego upału akceptowalny właściwie do wszystkiego, bo nie za słodki (Mateus jest półwytrawny). Piliśmy do wieprzowiny z grilla - nie gryzło się.
     Swoją drogą właśnie podczas upałów lekko musujące wina znakomicie się sprawdzają, zależnie od typu - do mięsa, do deseru albo do owoców. Byle zimne!


A tak brzmi krótki opis tego wina w oryginale:
Vinho Jovem, fresco, frutado e versátil. Aperitivo, cozinha asiática e italiana, barbecues, saladas, mariscos. Trudno nie zrozumieć, prawda?

Steampunk Art

16 sie 2013

     Dwa przykłady przedmiotów w stylu steampunk. Trzeba przyznać, że zegarek balansuje na samej krawędzi tej stylistyki, ale jednak...




To, co zawsze chcieliście wiedzieć o diecie, ale baliście się zapytać

12 sie 2013

Dziesięcioro dietetycznych przykazań

1. Jedzenie z cudzego talerza się nie liczy! Jeżeli nikt nie widział, jak podkradasz, to i kalorii w tym nie ma - w końcu kradzione nie tuczy.
2. Jedzenie na imprezie się nie liczy! Kalorie zużywają się na tańce i aktywność towarzyską.
3. Tłuszcze i węglowodany z hamburgera i deseru nie liczą się, jeżeli neutralizujesz je napojem bez cukru.
4. To, co zawiniesz w liść sałaty, nie liczy się - tak czy owak, jesz sałatę.
5. Jedzenie na stojąco lub w marszu nie liczy się, bo się natychmiast zużywa.
6. Kalorie z lodów i czekolady nie liczą się, bo lody to antydepresant, a czekolada korzystnie wpływa na pracę mózgu.
7. Jedzenie podczas seansu w kinie nie liczy się, bo to nie jedzenie, tylko część rozrywki, i z kaloriami w ogóle nie ma nic wspólnego.
8. Jedzenie małych, odłamanych kawałków ciastek się nie liczy - tylko całe ciastko ma kalorie.
9. Jedzenie, którego próbujesz w czasie gotowania, nie liczy się, bo przed końcem gotowania nie ma w nim żadnych kalorii.
10. To, co zjadasz w towarzystwie innej osoby, nie liczy się. No, może liczy się, ale tylko w połowie, bo przecież rozkłada się na dwie osoby.
(Pomysł z sieci, opracowanie moje)

Vipera berus

     Leży sobie Vipera berus na poboczu drogi. Pewnie się grzeje, bo leży na słoneczku. Nie rusza się. Vipera berus, na pewno. Co prawda, nigdy wcześniej nie spotkaliśmy takiego stwora w naszej okolicy, ale "wstęga kainowa" na grzbiecie pozwala bezbłędnie rozpoznać. Kiedyś żmiję zygzakowatą widziałem, nawet kilka razy, tyle że w innym kolorze. Ta była brązowa, dokładnie jak na zdjęciu (zdjęcie nie moje, z netu).
     Nie rusza się to-to, więc postanowiłem natychmiast sprawdzić czy żyje. Okazało się, że żyje. Gdy powolutku zbliżyłem do niej patyk, zasyczała głośno i krótkim, bardzo szybkim ruchem uderzyła. Trafiła precyzyjnie w sam koniec kijka, a następnie bez nadmiernego pośpiechu odpełzła. Gdy się rozwinęła, zobaczyliśmy, że ma gdzieś tak 70 cm długości. Dalej już jej nie dysturbowaliśmy.

Visionario 2012 rosato delle Venezie

11 sie 2013


     Wino różowe z okolic jeziora Garda, wieloszczepowe. Zapach po wetknięciu nosa do kieliszka - owocowo-kwiatowy, dość przyjemny. W smaku również nieco owocowe, z sympatycznym dodatkiem śliwki i szczypty przypraw korzennych, ale z wyraźnie mineralną końcówką. Niewyczuwalny alkohol - a jest go 12,5%.
     Piliśmy to wino do bardzo lekkiego posiłku o charakterze śródziemnomorskim, przy pięknej słonecznej pogodzie, bez upału. W takich warunkach - bardzo odpowiednie.

P.S. Pogrzebałem i dowiedziałem się, że użyto do niego Refosco (szczep znany już doskonale w starożytnym Rzymie), Merlot i Pinot Noir.

Neil Gaiman - "Gwiezdny pył"

9 sie 2013

     Pierwszy raz w życiu sięgnąłem po książkę Gaimana. Wiele o nim słyszałem, wiem, że jest popularny prawie jak Pratchett, więc uznałem, że już pora, i któregoś upalnego popołudnia, sącząc różowe wino, przeczytałem w jednym podejściu. No i cóż, trudno, nie zostanę fanem ani Gaimana, ani - przy okazji - Pratchetta, ani tego gatunku. Ta dobrze napisana książka po prostu mnie nie zainteresowała. No nie wchodzą mi bajki, i już.
     Na lubimyczytać.pl niejaki pablo napisał między innymi: "Gwiezdny Pył polecam każdemu beż wahania. Starsze dzieci będą zachwycone magią i akcją, młodzież powinna przy nim zapomnieć na chwilę o swojej sceptycznej do wszystkiego postawie a dorośli przypomną sobie co czuje sześciolatek na myśl o wiedźmie! Polecam!" I to wszystko prawda. Mnie zabrakło tylko jednego - zainteresowania. Ale to nie książka jest winna, to po prostu nie mój rodzaj literatury.
     Mimo to: książka jest napisana dobrze, dobrym, lekkim w czytaniu językiem, bez zadęcia, z cieniutką warstewką humoru, a na dodatek ma łatwo przyswajalną konstrukcję. Akcja jest szybka, opisy i dialogi niezbyt rozwlekłe. Jeżeli więc ktoś lubi baśnie czy też fantasy (bo tak się to chyba teraz nazywa), to na pewno z przyjemnością "Gwiezdny pył" przeczyta. Nie za długa, na wakacje w sam raz.

Pillastro Primitivo i Peña Tejo


     Picie wina w samotności jest bez sensu (bo trąci alkoholizmem). Picie wina w towarzystwie wytrawnych znawców - też (bo przynajmniej ja czuję się nieco przytłoczony bezkompromisowo wykładaną wiedzą i zapominam, że chodzi o wino). Najlepiej pije się wino z ludźmi, których dobrze się zna, a jeszcze lepiej - jeżeli w tym jest jakiś dodatkowy sens albo zamysł. To może być jakaś okazja, konkretna butelka albo dobre zestawienie z jedzeniem.

     Tym razem najpierw było pierwsze, a potem drugie. Na pierwszy ogień do obiadu, którego głównym tematem było grillowane mięso (drób, wieprzowina i wołowina, wszystkiego po trochu, ale każde oddzielnie zamarynowane), poszła butelka Pillastro Primitivo 2010. Dostatecznie wcześnie otwarte, to wino daje sporo przyjemności, choć, być może, ktoś mógłby powiedzieć, że jest nieco ciężkawe. Ale mnie ten wiśniowo-dymny ciężar naprawdę odpowiada.
     A druga butelka to było Peña Tejo Reserva 2006. Tę butelkę dostałem w prezencie kilka miesięcy temu, ale chciałem otworzyć ją w obecności darczyńców i wypić razem z nimi. I tak się wreszcie stało. Dobrze, że zrobiliśmy przerwę między pierwszą i drugą butelką, bo wino z Utiel-Requena jest zupełnie inne, niż Pillastro. Ma niską taniczność, niską kwasowość, wydało mi się o wiele lżejsze, może dlatego że charakterystyczny dla beczki waniliowo-czekoladowy posmaczek nie przytłoczył owocowości wina. Trochę nawet zaskoczyło mnie długą końcówką. Ogólnie - bardzo sympatyczne. Miałem długą przerwę w kontaktach z winami z tego regionu, a chyba warto te kontakty odświeżyć. Poza tym mam dobre wspomnienia z Walencji.

     Do końca lata jeszcze daleko, więc można liczyć na następne ciekawe wrażenia z kolejnych butelek - tylko zapasy trzeba uzupełnić.

Letnie lektury patriotyczne cz. 2

8 sie 2013

      Co prawda, tym razem bardziej o filmach, niż o książkach, ale trudno, tytułu nie zmieniam.
     Dwa filmy, obejrzane dzień po dniu. "Obława" i "Pokłosie". Mam niewiele do powiedzenia o pierwszym z nich, bo do nieźle w sensie technicznym zrobionego filmu mam jedno zastrzeżenie: nie wiem tak do końca, o czym był. Owszem, zrozumiałem zawartą w nim opowieść, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że chodziło o samą opowieść, anegdotę. Jednak o co chodziło autorom filmu - słowo daję, nie jestem pewien. Może o to, co napisano na plakacie - o zdradę? Jeżeli tak, to - dla mnie - nie bardzo przekonująco. Trudno, może jakoś przegapiłem istotę sprawy.

Letnie lektury patriotyczne

     Urlop oraz parę weekendów minęły mi pod znakiem książek i filmów związanych z II wojną, okupacją i podziemiem. Trochę sam się zdziwiłem, że aż tyle byłem w stanie przyswoić, ale jakoś tak wyszło. Ilościowo to były głównie filmy: pięć sezonów "Czasu honoru" (czyli 65 odcinków), "W ciemności", "Obława", "Pokłosie". Książki: wciąż niedokończona "Morfina", "Czas honoru", "Czas honoru. Przed Burzą", "Egzekutor". To nie oznacza, że w tym czasie niczego innego nie czytałem, ale dziś - tylko o tych sprawach. A właściwie o części z nich, bo o "Czasie honoru".

Six Hats Pinotage Rosé 2011

5 sie 2013



     Dopiero się uczę różowych win. Potrafią być bardzo subtelne, wymagają chwili skupienia, za którą odwdzięczają się bogactwem aromatów i smaków. Tak właśnie wyszło z Six Hats Pinotage Rosé 2011, którego próbowaliśmy z Magdą ostatniej soboty. Otworzyliśmy butelkę do obiadu, w środku - na szczęście - niezbyt upalnego dnia (było gdzieś tak 25 stopni), pod ulubioną lipą.
     Początek był nieco deprymujący: wino bez wyrazu, nijakie. Postało chwilę i się zmieniło. A potem jeszcze raz się zmieniło. Po prostu wystarczyło poczekać. Najpierw nabrało smaku, a potem aromatu.
     Smak delikatny, czerwona porzeczka (ale nie kwaśna), trochę jabłka, trochę śliwki. I podobny zestaw owoców ujawnił się w zapachu - tyle że odniosłem wrażenie, że porzeczkę zastąpiła truskawka. Zapach sugerował wręcz słodycz. Z przyjemnością opróżniliśmy butelkę.

Rozważania o śmierci w upalną niedzielę

     Niby to zupełnie niewłaściwy czas (letnie upalne popołudnie) i niewłaściwe miejsce (na wsi, pod lipą, z zimnym piwem), ale co tam. W końcu nie zawsze i nie wszystko trzeba traktować śmiertelnie serio. O właśnie, śmiertelnie - i to jest słowo-klucz do Pizzerii "Kamikaze" Etgara Kereta. Autor wcale nie traktuje spraw ostatecznych z, jak to się mówi, należną powagą. Prowadzi nas do świata zaludnionego (?) przez duchy samobójców, w którym wszystko jest właściwie prawie tak samo, jak w normalnym świecie. Tyle że czytanie Kereta każe się zastanowić nad sensem określenia "normalny".

Relaks w świecie duchów samobójców?

2 sie 2013

     "Izrael to świetny kraj dla pisarza, bo wiele się dzieje. Osią każdej dobrej opowieści jest konflikt. No a tego ci u nas pod dostatkiem." To cytat z wywiadu (bodajże dla Playboya) Etgara Kereta. Postanowiłem coś Kereta przeczytać. Trafiła mi się Pizzeria "Kamikaze" - i wciągnęła od pierwszych stron. Wszystko wskazuje na to, że Keret jest specjalistą od krótkich, nieco szorstko-ironicznych fraz. Ale zobaczymy dalej. Na razie zapowiada się ciekawie.
     A poza tym potrzebuję chwili odpoczynku po książkach i filmach, które nazwałem "lekturami patriotycznymi". "Egzekutor", o którym wspominałem, mnie wykończył. Makabra. Ale czy odpocznę przy Kerecie, który akcję Pizzerii umieścił w świecie duchów samobójców? No, zobaczymy. Ciekawi mnie to o tyle, że nie należę do ludzi, którzy kategorycznie odmawiają innym prawa do dysponowania swoim życiem, z jego przerwaniem włącznie. Wszelkie rozważania na ten temat - właśnie rozważania, nie opisy - mnie zawsze interesowały. Przecież w tym, że żyjemy, musi być coś więcej, niż tylko instynkt. Albo wola Boga. Albo czysty przypadek. Trzeba jeszcze chcieć żyć. No to jak to jest, że niektórzy nie chcą?
     A tymczasem jutro piątek, ma być letni weekend pełną gębą, więc z zapasem różowego wina - na wieś!