Żona wyjechała na dwa tygodnie, ale wróciła po
dwunastu dniach. No i wpadłem...
Przyłapała mnie na myciu naczyń! Tyle lat
wierzyła, że nie umiem, a tu masz. Próbowałem jakoś się wykręcić, ale gdzie
tam. Potem pomaszerowała do lodówki - a tam zupa, kotlety, sałatka, jakiś deser. No i
rozpętało się piekło. Miałem nadzieję, że zdążę przed jej powrotem zjeść
wszystko, co sobie nagotowałem, ale cóż, nie udało się.
Jak tonący brzytwy złapałem się ostatniego
pomysłu - sprowadzałem sobie do domu kobiety! Słuchajcie, w ogóle nie uwierzyła... Co prawda
złapała żelazko, więc przez chwilę myślałem, że pomysł zadziałał, ale nie. Podeszła z tym
żelazkiem i mówi: "No to teraz się przekonamy, czy naprawdę nie masz
pojęcia, jak się prasuje koszule!" Co miałem robić? Wyprasowałem...
Ludzie, może ktoś miał podobną wpadkę? Co
robić?