Rozmyślania przy paleniu o e-paleniu

27 sty 2014


     Właściwie nie tyle przy paleniu, co przy... No właśnie, nie bardzo wiadomo, jak to nazwać. Od ponad roku używam tak zwanego papierosa elektronicznego. Nazwa trochę na wyrost, bo elektroniki tam niewiele, ale jednak jest. Jestem bardzo zadowolony, przede wszystkim z tego, że mogłem całkowicie zapomnieć o przykrym zapachu, który pozostawiają "analogi". Żeby nie wiem jak wietrzyć, dym papierosowy wgryza się w ubrania, tapicerkę, zasłony. Po dłuższym czasie nawet w ścianach pozostaje nieprzyjemny zapach. A teraz - nic, nie śmierdzi.

     Nie wszystkim odpowiada przestawienie się na e-papierosy. Tak naprawdę z paleniem ma to niewiele wspólnego. Do pojemniczka z grzałką trzeba wlać ciecz, która w miarę "palenia" jest odparowywana. Do płuc trafia więc para z nikotyną. Ciecz składa się z wody, glikolu propylenowego, aromatyzatorów - no i nikotyny. Czyli nikotyna to jedyne, co łączy e-papierosa z papierosem-"analogiem". Co prawda, glikol propylenowy "od zawsze" używany jest w przemyśle tytoniowym jako regulator wilgotności tytoniu, ale to nie to samo.
     Dlaczego wielu ludziom e-papierosy nie odpowiadają? Nie ma charakterystycznego rytuału, stanowiącego nawyk, często wieloletni. Nie ma otwierania paczki z szelestem celofanu, nie ma pstryknięcia zapalniczką i żarzącej się końcówki papierosa, nie ma nawet uciążliwego czasem wychodzenia z pomieszczenia, w którym się przebywa, na zewnątrz. Owo wychodzenie stanowi często przerwę - w pracy, w rozmowie, w czymś, co aktualnie robimy. Dla niektórych palenie wyznacza wręcz rytm dnia, który zostaje podzielony na odcinki od papierosa do papierosa.
     Poza tym e-papieros wymaga pewnej obsługi. Po pierwsze, trzeba w jakiś sposób uzupełniać płyn (w żargonie e-palaczy zwany liquidem). Po drugie, grzałkę zasila akumulator, który trzeba ładować. Po trzecie, czasem e-papierosa trzeba rozkręcić i przetrzeć styki. I to wielu osobom przeszkadza.
     Mnie nie przeszkadza. Może dlatego, że jestem dłubaczem. Lubię drobne urządzenia techniczne i lubię do nich zaglądać. A poza tym wrażenia z używania e-papierosa spodobały mi się od razu, od pierwszego dnia. Tu trzeba poczynić ważne zastrzeżenie: ani przez chwilę nie twierdziłem, że ma mi to pomóc w rzuceniu palenia. Chodziło mi przede wszystkim o likwidację źródła przykrego zapachu i, w drugiej kolejności, o to, że teraz wdycha znacznie mniej substancji szkodliwych. Nikotyna jest uzależniająca, ale nie ma całej reszty, czyli rakotwórczych produktów smolistych i innych świństw. Glikol propylenowy (w przeciwieństwie do etylenowego) nie jest trujący.
     Podejrzewam, że wiele osób, próbujących e-palenia, zniechęciło się, bo nie trafili na odpowiedni płyn. Odpowiedni - czyli z takim aromatyzatorem, który by się spodobał. Ja trafiłem. Najbardziej mi odpowiada aromat kawowy, czasem używam zamiennie czegoś, co nazywa się "wielbłąd". Niby miało to imitować smak cameli, które paliłem przez wiele lat, ale, moim zdaniem, jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Jednak te dwa płyny mi pasują. I to z jednej konkretnej firmy, bo próbowałem różnych pod tymi samymi nazwami - różnice były ogromne. Próbowałem paru innych aromatów, w rodzaju wiśni czy wanilii, ale zatrzymałem się na tych dwóch.
     Między nimi też są różnice, wcale nie tylko smakowe. "Kawa" jest gęstsza, niż "wielbłąd", co chyba powoduje powstawanie większej ilości osadu na grzałce i grzałka szybciej się zużywa. Nauczyłem się płukać grzałki, ale to przedłuża ich życie jedynie nieznacznie.
     A propos grzałek: to kolejna rzecz, którą każdy sobie musi dobrać. Są pojemniki na płyn z grzałkami u góry (blisko ustnika) i u dołu. Te pierwsze dają "dym" o wyższej temperaturze, i to też nie każdemu odpowiada. Ja wole grzałki dolne.
     No i akumulatory: warto zaopatrzyć się w takie, które mają sporą pojemność i automatyczną stabilizację napięcia, żeby wraz z upływem czasu nie miało się wrażenia, że palimy coś coraz słabszego.
     Z przyzwoitości zawsze pytam niepalących, czy im będzie przeszkadzało, że będę "puszczał parę". Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś narzekał na przykry zapach. Bo jakiś zapach jednak jest, ale pochodzi z aromatyzatorów, więc na ogół jest bardzo słaby, czasem całkiem przyjemny.
     Oczywiście, pojawiła się masa publikacji o straszliwej wręcz szkodliwości tej w pewnym sensie nowej używki. Część z nich czytałem. Przeważnie polegają na gdybaniu i tym, że być może... istnieje prawdopodobieństwo... itd. A że przemysł tytoniowy będzie bronił swoich zysków, to jasne jak słońce. Ale ja do "analogów" wracać nie chcę.