Lubię proste smaki. Lubię smaki podstawowe. Jakoś nigdy nie umiałem wczuć się w smaki potraw bardzo skomplikowanych. Taka "symfonia" smaków czasami potrafi być interesująca, ale na ogół wychodzi tak, że wyżej oceniam potrawę, w której jestem w stanie te podstawowe smaki i aromaty wyróżnić. Może właśnie dlatego podoba mi się kuchnia włoska czy hiszpańska.
Nie oznacza to, że tak musi być zawsze. Wcale nie, bo przecież w wielu rzeczach, które lubię, dopiero mieszanki, połączenia różnych aromatów dają ten właściwy, niepowtarzalny efekt. I jest tego sporo. Na przykład, tiramisu - owszem, wiem, że, podobnie jak wiele innych rzeczy, robi się je na różne sposoby, ale to najważniejsze "coś", to, co tworzy tiramisu, pozostaje niezmienne w tych wariacjach. Albo wino - to jest doskonały przykład. Wcale nie chodzi mi o to, żeby wino smakowało jak sok z winogron z alkoholem. Przeciwnie, owo skomplikowanie aromatów i smaków, zmienność wina w czasie, rozmaitość wrażeń w zestawieniu z określonymi potrawami - to jest w winie najciekawsze. Nawiasem mówiąc, zestawianie wina z jedzeniem, to sztuka, której jeszcze nie opanowałem, ale wszystko przede mną!
Wrócę na chwilę do prostych smaków. Mój ulubiony garnek (ostatnio odzyskany po awarii, spowodowanej przejściem orkanu "Magda"), czyli wolnowar, jest idealnym urządzeniem do wydobywania tego, co nazywam prostymi, podstawowymi smakami. Wyjaśnienie jest proste: gotujemy w nim powoli, w relatywnie niskiej temperaturze, dzięki czemu uzyskujemy niezwykłą intensywność smaku poszczególnych składników. Skutek jest taki, że z bardzo prostych, prymitywnych wręcz składników można czasem uzyskać coś bardzo ciekawego. Ostatnio zrobiłem coś takiego: ryż, soczewica, lekko podsmażona na minimalnej ilości masła cebula, rosół z kostki (wtórnego użytku, bo poprzedniego dnia w nim były gotowane pielmieni). Cucina povera, nic dodać, nic ująć. Wszystko wrzucone do gara, timer nastawiony tak, żeby wolnowar włączył się w trybie HIGH na 2 godziny i wyłączył się trzy kwadranse przed naszym powrotem do domu. Wchodzimy do domu, zdejmuję pokrywkę - bardzo przyjemny zapach. Wystarczyło na talerzu skropić oliwą z piekielnie ostrą papryką i czosnkem, posypać parmezanem i pietruszką - doskonały obiad! Rioja do tego średnio pasowała, ale i tak piliśmy ją raczej po jedzeniu, niż w trakcie. Viña Monty crianza 2009 - co prawda, reservę lubię zdecydowanie bardziej, ale i crianza jest niezła. To jest ten rodzaj wina, który mi najbardziej odpowiada: słodkawo-waniliowy, może nawet czekoladowy aromat i charakterystyczny smak tempranillo. Każde wino tego rodzaju piję z przyjemnością. A jeżeli - tak jak Viña Monty - pochodzi z Rioja Alta, to z największą przyjemnością.
¡Salud!