Z godnością

29 maj 2014

     Zmarł Wojciech Jaruzelski. Zmarł człowiek, który wprowadził stan wojenny i stał się jego symbolem. Stan wojenny zatrzymał rozpędzoną karuzelę pierwszej Solidarności. Zmarł człowiek, który był prezydentem. W okresie jego prezydentury dokonała się w Polsce zmiana ustrojowa. Czy to się komuś podoba, czy nie - był prezydentem. Wiem, są ludzie którzy czują się (lub są) ofiarami Jaruzelskiego. Wiem – ksiądz Popiełuszko, Rakowiecka, stan wojenny, internowani. Znam kilka osób, które w ten czy inny sposób ucierpiały w tym okresie. Znam też takich, którzy w wyniku stanu wojennego musieli pozostać gdzieś w świecie i ułożyć sobie życie na nowo. Jaruzelski - postać owszem, niejednoznaczna, ale przecież nie jakiś krwawy dyktator, który w kazamatach rękami równie krwawych oprawców zamordował najlepszych synów narodu (przepraszam też za tych "synów", może powinienem napisać i o "córach", ale to tylko figura retoryczna). Rządząc Polską w okresie transformacji, nie próbował wprowadzić krwawego terroru, by powstrzymać upadek PRL. Wygląda na to, że przeciwnie, dążył do tego, by transformacja miała możliwie pokojowy przebieg.

     I co, odmówić mu miejsca na Powązkach (pogrzeb ma się odbyć jutro, 30 maja 2014 o godz. 12 na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w kwaterze I Armii Wojska Polskiego)? Niejaki poseł Pięta (PiS) przedstawił swoją pozycje w tej sprawie tak: "W piątek weźmiemy różaniec, przyjdziemy na Powązki, uklękniemy i niech ZOMO nas szarpie. Tam pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego nie będzie". Dla mnie kluczem do tego sposobu myślenia są dwa słowa - "ZOMO" i "różaniec". Panu Pięcie tego ZOMO najwyraźniej brakuje. On i ludzie, którzy myślą w podobny sposób, nie pojmują, nie chcą pojąć, że nastąpiły pewne zmiany. Że nie jest już tak, że "tu" (a czasem "tam", gdziekolwiek to jest) stoją ci, którzy mają jedyną i niepodważalną rację, a wszędzie wokół - ZOMO. Owo "tu" na kilometr pachnie kompleksem oblężonej twierdzy. Dokładnie takim samym, jaki obserwujemy obecnie w Rosji: my jesteśmy nosicielami zdrowej duchowości, a dookoła sami wrogowie, zgnilizna moralna i zło, i dlatego musimy, MUSIMY... I tu można dopisać cokolwiek, bo wszystko, każdy idiotyzm i każde paskudztwo można uzasadnić koniecznością obrony "wartości".
     A różaniec… Szkoda słów. Polak-katolik, który nie uszanuje cmentarza? A gdzie owo "jako i my odpuszczamy..."?
     Zawsze byłem gdzieś w środku, między kamienną ścianą (deklaratywnego najczęściej) purytanizmu (czy może fundamentalizmu) a kolorową, powiewającą na wietrze i niestabilną firanką liberalizmu  (może nie aż tak kolorową, jak tęcza na placu Zbawiciela, ale z tą tęczą pod ochroną policji też coś jest nie tak). I to pod każdym względem, bo polityka, gospodarka, finanse, obyczajowość, kultura - jednym słowem, wszystko, co dotyczy społeczeństwa, stanowi pewną całość, która nigdy nie jest na biegunach, zawsze gdzieś pomiędzy. Wydaje mi się, że przemiany społeczne, które obserwowałem zwykle z pobocza, nie pchając się na środek szosy, nie idą wcale w korzystnym kierunku - ale to zupełnie odrębny temat. Natomiast zawsze są ludzie, którzy stają się twarzami tych przemian. Jedną z twarzy polskich przemian był Jaruzelski. Postać niejednoznaczna, wręcz tragiczna. Nie byłbym zwolennikiem pochowania Jaruzelskiego na Wawelu - tak samo jak nie byłem w przypadku Lecha Kaczyńskiego. Ale godny pogrzeb z honorami państwowymi Jaruzelskiemu się należy. Bez jątrzenia z którejkolwiek strony, bez rejtanowania.
     Obawiam się jednak, że pojęcie "godnie" przestało dla niektórych cokolwiek znaczyć. Wystarczy posłuchać naszych polityków. Ostatnie dwa słowa chyba należałoby ująć w cudzysłów. Albo w dwa oddzielne cudzysłowy, bo ani oni nasi, ani politycy. A język, którym wielu z nich się posługuje, z pojęciem godności nie ma nic wspólnego. I proszę nie stawiać zarzutów typu "sami wybraliśmy". Ostatnio najczęściej wybieramy mniejsze zło, a nie reprezentację narodu. Z Jaruzelskim było podobnie - naród go nie wybierał. Może ten człowiek starał się pozostać porządnym facetem. Może po prostu instynktownie czuł koniunkturę. Nie wiem. I mówienie, że "historia osądzi", jest kompletną bzdurą. Historię przepisuje się na nowo za każdym razem, gdy następują duże przemiany społeczne. Historię piszą zwycięzcy. A tych wszystkich, którzy w swoim czasie odegrali w tych przemianach rolę, która nie jest jednoznacznie negatywna, powinniśmy traktować, szczególnie po ich śmierci, z elementarnym szacunkiem. I z godnością, należną im i nam.
-----------------------------------
     Trochę to wszystko chaotyczne, wiem. Ale to notatki na gorąco, bez redagowania. Zależało mi na zanotowaniu swoich przemyśleń na gorąco, żeby kiedyś wrócić do nich i przemyśleć jeszcze raz.