Janiva Magness... Nie znacie jeszcze? No to najwyższy czas! Niedawno (latem 2014) wyszedł nowy album Janivy, "Original". Nie należy się spodziewać popowych hitów, ale można liczyć na fantastyczne wrażenia ze słuchania jej głosu. Przez ostatnie parę lat coraz lepiej panowała nad najdrobniejszymi niuansami wokalnymi, a najnowsza płyta jest doskonałym tego dowodem.
Wystarczy posłuchać dwóch utworów, pierwszego i ostatniego. Pierwszy to "Let Me Breathe". Frazowanie jest tak precyzyjne, że lepiej chyba być nie może. Janiva śpiewa na maksymalnych emocjach, z tak bezgraniczną rozpaczą w głosie, że ciarki przechodzą. Płytę zamyka "Standing" - demonstracja możliwości wokalnych wykonawczyni.
To nie znaczy, że pozostałych dziewięć utworów można pominąć. Cała płyta jest bardzo dobra. Sądzę, że należy do najlepszych w dorobku Janivy Magness. Warto posłuchać też jej wcześniejszych nagrań: nie wdając się w wyliczanki, polecam "One More Heartache" z nagranego dziesięć lat wcześniej albumu "Bury Him at the Crossroads". Kto tylko tego nie śpiewał! Ale wykonanie Janivy Magness, oszczędne, nieco kołyszące, na pewno warte jest uwagi.
Album z 2014 roku nie jest aż tak bluesowy, jak poprzednie, istnieje więc szansa, że dotrze do szerszego audytorium - słowo blues niektórych odstrasza. Ale blues w wydaniu Janivy Magness to przede wszystkim emocje, przekazywane poprzez świetny, poruszający wokal.
(Zdjęcia z sieci)