Zakładam, że głównym celem polskiego wsparcia
dla Ukrainy jest niedopuszczenie do tego, by znów trafiła pod pełną kontrolę
Rosji. Patrząc z tego punktu widzenia, można powiedzieć, że nasze wsparcie jest
wręcz niedostateczne. Jednak w sytuacji, gdy w parlamencie ukraińskim występuje
prezydent Komorowski i mówi o polskim poparciu dla europejskich dążeń Ukrainy,
a kilka godzin później ten sam parlament uchwala ustawę, która uznaje prawny
status uczestników walk o niezależność kraju w XX wieku, w tym członków
Ukraińskiej Armii Powstańczej, bardzo trudno jest nadal bez zastrzeżeń
powtarzać tezę o bezwarunkowym poparciu. Jestem przeciwnikiem teorii spiskowych
i zwykle twierdzę, że nie trzeba dopatrywać się spisku tam, gdzie wszystko
tłumaczy zwykła głupota. Ale powstała taka sytuacja, że określenie
"głupota" już nie wystarcza.
No to spróbujmy się nad tym zastanowić. Za
przyjęcie ustawy głosowało 271 członków parlamentu, który liczy 450 deputowanych.
Konieczne minimum dla przegłosowania stanowiło więc 226. Zakładam, że część z
tych 271 głosujących za ustawą stanowili nacjonaliści, i tych pod uwagę nie
bierzemy, z nimi wszystko jest jasne. A co z resztą? Są za młodzi i nie wiedzą, co robiła UPA na Wołyniu?
Nikt im nie powiedział, że chwilę wcześniej przed nimi stał prezydent jednego z
nielicznych krajów, które właściwie bezwarunkowo ich popierają? Nikt im nie
przypomniał, że to wszystko dzieje się w dniu, który dla wielu (szczególnie
konserwatywnych) Polaków ma szczególne znaczenie, choć bez bezpośredniego związku
z Ukrainą? Niewiedza? Bezmyślność? Trudno uwierzyć.
Ale cóż, widocznie świat tak wygląda. W ten
obraz świata wpisuje się, na przykład, propozycja strony rosyjskiej, która
sprowadza się do tego, że oni pozwolą nam zbudować pomnik w Smoleńsku, jak my
pozwolimy na uhonorowanie żołnierzy i jeńców rosyjskich, którzy zginęli podczas
wojny polsko-bolszewickiej. Jedno to katastrofa, w której giną czołowi politycy
Polski, drugie – upamiętnienie najeźdźców… No i pewnie teraz latami będzie
trwało targowanie się – komu, gdzie, za co i kiedy postawić pomnik. Koszmar.
A wracając do Ukrainy: pracuję z Ukrainką,
która jest zdumiona i oburzona tym, czego "dokonał" ukraiński
parlament. Gdy rozmawialiśmy o tym, nie użyła słowa "prowokacja", ale
powiedziała, że wyobraża sobie, że wielu Polaków czuje się tak, jakby ktoś
napluł im w twarz.
Nie bardzo wiem, jak na to wydarzenie reagować. A nie reagować nie sposób. Wiedza
Ukraińców, szczególnie młodych, na temat ciemnych stron działalności UPA, jest
właściwie żadna, o czym trzeba pamiętać. Tak samo jest z wiedzą o Katyniu u
Rosjan – mało jest takich, którzy w ogóle cokolwiek słyszeli. Dla Polaków to są sprawy o pierwszorzędnym znaczeniu, dla innych - nie. Niewiedza nie jest jednak
wystarczającym argumentem w przypadku działalności parlamentu, w szczególności
uchwalania ustaw o sporym wydźwięku historycznym. Choć jak się posłucha tego,
co czasem na różne tematy wygadują nasi posłowie… I dlatego jednak chciałbym wierzyć, że na Ukrainie zadziałał w większym stopniu idiotyzm do spółki z niewiedzą, niż chęć naplucia w twarz Polakom. Chciałbym...
A poza tym jeżeli
ustawimy barykadę składającą się z rozmaitych historycznych i współczesnych
zaszłości, to spoza niej niewiele zobaczymy. Przecież do tego, o czym już tu
wspomniałem, można dodać jeszcze pomnik Czterech Śpiących i pomnik gwałconej
przez czerwonoarmistę kobiety, zamiar "Nocnych wilków" przejechać przez
Polskę, zbliżające się obchody rocznicy zakończenia II wojny światowej,
doroczne pojawienie się na ulicach Rygi weteranów łotewskiego legionu SS i
wiele, bardzo wiele innych wydarzeń. A to wszystko na tle napięcia między
Zachodem i Rosją.
Dla nie bardzo leniwych – link do artykułu Ukraiński intelektualista: Polacy, wybaczcie mi Wołyń. Dla jeszcze mniej leniwych, a na dodatek zdolnych do przeczytania tekstu po ukraińsku - link do oryginału: Пробачте мені, браття-поляки!