"Trylogia narkomańska" Mirek Konieczny

14 maj 2013


     Przeczytałem dwie książki Mirka Koniecznego - dwie z trzech, składających się na "Trylogię narkomańską". Literatura to niezbyt wysokich lotów, ale książki przywołały wspomnienia i nasunęły parę refleksji.

     Nigdy nie zostałem narkomanem, choć parę eksperymentów na koncie mam, tyle że eksperymentowałem w dość odległych już czasach. Ale już wtedy zacząłem się zastanawiać nad tym, wokół czego obecnie trwają spory i dyskusje. Chodzi o legalizację marihuany. Wcale nie jestem do tego przekonany tak do końca. Głównie chodzi mi o dwie rzeczy. Pierwsza to różne reakcje na marihuanę, która na dodatek występuje w różnych gatunkach i jakości. To, co u jednego wywołuje stan euforii i wyłącznie przyjemne, na dodatek dość krótkotrwałe doznania, u innego powoduje koszmarne stany bardzo złego samopoczucia - też niezbyt długiego, ale pozostawiającego wyłącznie przykre wspomnienia. A drugie jest nieco groźniejsze. Otóż bez trudu wyobrażam sobie sytuację, gdy człowiek sięga po legalną trawkę, ma z tego jakąś frajdę raz, drugi, trzeci - i chce spróbować czegoś innego. I próbuje, stopniowo wchodząc głębiej i głębiej w nawyk, a potem nałóg narkotykowy.

     Co prawda, w jednym i drugim można dostrzec oczywiste analogie do całkiem legalnego i na dodatek przynoszącego ogromne korzyści kasie państwowej alkoholu. I jest w tym jakaś obrzydliwa hipokryzja: kolejną flaszkę wódy bez żadnych problemów kupi sobie każdy, nawet ten, dla kogo będzie to ostatnia butelka przed śmiercią z powodu alkoholowego wyniszczenia organizmu. Młody, stary, kobieta, mężczyzna. Do tego - problemy rodzinne i społeczne, do tego - wypadki na drogach czy w pracy, do tego - pieniądze, które idą na leczenie... I tak można długo wymieniać. Ale czy z tego wynika, że jeżeli wódka - tak, to i narkotyki - też tak?
     Z drugiej strony, jeżeli picie alkoholu jest kwestią wolnego wyboru każdego z nas, to dlaczego nie palenie marihuany? Wiele wskazuje na to, że marihuana jest mniej szkodliwa, niż alkohol. Naprawdę nie wiem, nie potrafię sam dla siebie tego wyważyć. Przez analogię do pewnej dość rozpowszechnionej amerykańskiej opinii w sprawie dostępu do broni można powiedzieć, że to nie wódka (czy narkotyk) zabija, tylko ludzie zabijają się przy pomocy wódki (narkotyku). Przecież wiadomo, że - jak mawiają Rosjanie - alkohol pity z umiarem nie szkodzi w dowolnych ilościach...
     Wracając do książek Koniecznego: autor opisuje swoje przeżycia w sposób dość lekki, czasem zabawny. I to może być groźne. Nie chodzi mi o to, że koniecznie trzeba opisywać narkomanię i pobyt w psychiatryku w sposób tragiczny, malując wszystko wyłącznie na czarno. Ale grozą z tych książek nie wieje. Jeżeli przeczyta taką książkę nastolatek, to nie spodziewałbym się, że lektura odstraszy go od narkotyków. I znów - nie wiem, co z tym zrobić. Nie można autorowi zabronić takiego czy innego pisania, tym bardziej że propagandą narkotyków w jego książkach nawet nie pachnie. Ale umoralniający tekst, umieszczony na końcu książki - to też zbyt mało.
     Dla mnie problem legalizacji nawet miękkich narkotyków jest trudny, nie wiem nawet, czy rozwiązywalny. O ileż prostsze wydają mi się kwestie in-vitro czy aborcji - tam pozycja zależy w największym stopniu (choć nie wyłącznie) od wyznawanej ideologii. Ale na te tematy rozwodzić się nie zamierzam, przynajmniej na razie.