Int'l Pizza Day! |
Dzisiaj jest Międzynarodowy dzień pizzy. Były więc dwie. Nie tak duże, jak czasem widujemy w pizzeriach, bo przecież nie mam prawdziwego pieca do pieczenia pizzy, ale jednak dwie. Na pięć osób jakoś starczyło.
Otóż tak: pierwsza była z zielonymi oliwkami, posiekanymi razem z anchois, oraz z krewetkami i ośmiornicą, a druga bardziej tradycyjna - z szynką szwarcwaldzką i salami, czarnymi oliwkami i pomidorami. O przyprawach, mozzarelli i innych niezbędnych dodatkach nie wspomnę.
I tu ważna uwaga. Kilka razy w życiu próbowaliśmy w domu zrobić pizze. Wychodziło lepiej czy gorzej, było jadalne. Ale tak naprawdę dopiero dwa czynniki spowodowały, że teraz mogę powiedzieć: wiem, jak zrobić smaczną pizzę (zastrzeżenie: wiem - nie znaczy, że za każdym razem zrobię dobrą, wciąż eksperymentuję). Te dwa czynniki to kamień do pieczenia pizzy i przepis na ciasto. Reszta jest kwestią indywidualnego smaku i inwencji. Kamień do pizzy stał się rzeczą bardzo łatwo dostępną, wystarczy pogrzebać w internecie. Ja kupiłem na Allegro. Kosztuje to kilkadziesiąt złotych, razem z absolutnie niezbędnym dodatkiem - łopatką do przeniesienia pizzy na kamień i zdjęcia gotowej pizzy z tegoż. Naprawdę warto zainwestować, jeżeli ktoś lubi pizzę - na kamieniu wychodzi po prostu lepsza.
Drugi element, czyli ciasto, to trochę bardziej skomplikowana sprawa, tu już trzeba pokombinować i dobrać, co się komu podoba, bo nie ma jednego obowiązującego przepisu. Po różnych eksperymentach ja zatrzymałem się na razie na następującej wersji (to lekka modyfikacja dwóch przepisów, które znalazłem w sieci):
750 ml mąki pszennej
1 łyżeczka soli
przyprawy (używam mieszanki na bazie oregano i bazylii - 1/2 łyżeczki, słodkiej papryki - 1/2 łyżeczki i ostrej wędzonej papryki - 1/2 łyżeczki)
250 ml ciepłej wody
50 g drożdży (świeżych, nie suszonych)
1,5 łyżki oliwy z oliwek
1/4 łyżeczki cukru
Drożdże zalewam ciepłą wodą, dodaję oliwę i cukier. Odstawiam na 15-20 minut. Tymczasem mieszam w misce wszystkie pozostałe składniki. Jak już drożdże się lekko zapienią, wlewam je do mąki i wyrabiam ciasto do momentu, póki nie uzyskam w miarę jednolitej masy. W tej samej misce zostawiam w cieple na godzinę, żeby wyrosło. Jak nie ma ciepłego miejsca, to można nastawić piekarnik na 50 stopni i wsadzić do niego miskę z ciastem. Też zadziała.
Jak już mamy wyrośnięte ciasto, dzielimy je na pół i mamy materiał na dwa spody do pizzy. A dalej to już normalnie: sos, mozzarella i reszta. Moim zdaniem skropienie pizzy (przed pieczeniem) dobrą oliwą (w małej ilości, skropienie, nie zalanie) dodaje jej aromatu. A jak się popije ją przyzwoitym włoskim winem (chianti, passero primitivo czy coś w tym rodzaju), to czy można wyobrazić sobie lepiej spędzone niedzielne popołudnie? Sam sobie odpowiem: owszem, można, trzeba po prostu na pobudzenie apetytu otworzyć na początek butelkę burgunda. Ale dalej to już nie ma dokąd…
I tu - ciekawostka. Otóż pizzę można robić każdego dnia, nie tylko 9 lutego!
(obrazek znalazłem w sieci)