To gwałtowne wydarzenie mnie obudziło. Siedziałem na krawędzi łóżka, nieprzytomnie gapiąc się na budzik. Na budziku świeciły się cyferki 0, 8, potem dwukropek, a dalej 1 i 2. Dwanaście po ósmej. Znaczka, wskazującego na to, że budzik jest nastawiony na jakąś konkretną godzinę, na wyświetlaczu nie było. No bo i po co. Przecież sam wyłączyłem alarm przed zaśnięciem. Bo i po co komu alarm w sobotę…
Był słoneczny, prawie wiosenny dzień, za oknem odwilż. Dochodziłem do siebie gdzieś tak do jedenastej.