Kindle, Kindle...

7 lut 2013

     Coraz więcej ich wokół mnie - mam na myśli Kindle, których w rosnącej liczbie używają ludzie, których znam. I dobrze. Oczywiście, są pewne minusy i niedogodności, bo nic nie jest idealne. Używając czytnika, nie obcujemy z książką w tradycyjnym rozumieniu: okładka, papier, zapach, kartkowanie itd. Ale z drugiej strony... Ostatnio akurat miałem do czynienia z kilkoma "analogowymi" książkami - i zrobiło mi się przykro. Okropna grafika na okładce, na dodatek, jak się okazało, nie mająca kompletnie nic wspólnego z treścią. Koszmarny papier - żółty, nieprzyjemny w dotyku. gigantyczne marginesy i strasznie wielkie litery. Krótko mówiąc, poziom edytorski poniżej krytyki. Czy z czegoś takiego ma się tę nostalgiczną przyjemność obcowania z książką?

     Na początku używania czytnika zwracałem uwagę jedynie na treść czytanej książki i wygodę użytkowania urządzenia. Co do tego drugiego nadal nie mam wątpliwości. Kindle czyta praktycznie tylko własny format MOBI (bo PRC i AZW to właściwie to samo co MOBI, a wygoda używania PDF jest co najmniej dyskusyjna), ale okazało się, że nie jest to żadne ograniczenie. Wszystkie (no, prawie, bo nie wordowski DOC) inne formaty dają się łatwo przekonwertować do MOBI programem Calibre. Dotychczas miałem do czynienia z konwersją do MOBI formatów EPUB, FB2 i LIT. Poszło jak z płatka. Czytniki innych firm czytają więcej formatów, ale mają inne wady. Na przykład, ostatnio przyglądałem się urządzeniu pod nazwą Onyx Boox A62S Evolution. Nieźle wygląda, ma slot na karty SD, można słuchać (!) książek audio, nawet jest dotykowy (dotykamy nie palcem, tylko rysikiem), kosztuje sporo mniej, niż najtańszy Kindle. Ale... Po pierwsze, trzeba zapomnieć o niesamowicie wygodnym wysyłaniu książek na urządzenie mailem albo przez program Send-to-Kindle, bo A62S nie ma WiFi. Po drogie, waga i wymiary: A62S waży 298 g, Kindle Classic - 169 g, A62S ma wielkość 197 x 124 x 11,6 mm, Kindle Classic 165 x 114 x 8 mm. (dane o A62S - ze strony www.onyx-boox.com). Ja bardzo często przy czytaniu trzymam Kindla jedną ręką, w powietrzu. W takiej sytuacji waga i wielkość jednak mają znaczenie, a różnica jest spora. A poza tym w Kindlu zastosowano chyba lepsze czcionki, więc czyta się jakoś tak wygodniej. Jednak jest to chyba rozmowa o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy, bo ten, kto zaczął czytać na Onyksie Boox A62S i przyzwyczaił się, może stwierdzić, że za nic w świecie nie zamieni go na inny czytnik.
     Być może wszystko się zmieni za jakiś czas. Możliwe, że ktoś skonstruuje i wypromuje znacznie lepsze od amazonowego Kindla urządzenie. I bardzo dobrze. A może pozostanie tak, jak jest dzisiaj: Amazon ze swoim stadkiem Kindli zajmuje wobec konkurencji pozycję podobną do Apple. Bo mamy Kindle - i wszystkie inne czytniki z ekranami e-ink. To tak, jak iPhone wobec całej reszty smartfonów, iPod wobec wszystkich innych odtwarzaczy. Ale na dzisiaj - nadal nie zamienię kindelka na nic innego, bo na razie za bardzo nie ma na co.
     Jedyne, o czym mógłbym pomyśleć, to czytnik z podświetleniem. Właściwie, "podświetlenie" jest w tym przypadku kompletnie nieodpowiednim słowem, bo sugeruje, że - jak w tablecie - mamy do czynienia ze światłem przechodzącym. A w Kindle Paperwhite czy Boox AngelGlow tekst czytamy w świetle odbitym. Świecą diody, umieszczone pod ramką urządzenia, a nie pod ekranem. No to może "doświetlanie"? Tak czy owak, jedynie to mogłoby mnie zainteresować. Ale, po pierwsze, mam do Kindla lampkę, która zupełnie dobrze oświetla ekran, a po drugie, użyłem jej dotychczas raz, bo wolę czytać na siedząco, w kuchni, pod lampą. No to po co przepłacać?
     Zauważyłem, że co pewien czas ktoś zagląda do starego wpisu o akcesoriach do Kindla. Mając już kilka miesięcy doświadczenia, powiem, że z całą pewnością przydaje się porządna, sztywna okładka, która po prostu chroni urządzenie. A poza tym trochę komfortu doda stojak-podpórka, na przykład takie coś:

 i lampka, na przykład taka:

(chyba że mamy już Paperwhite). To pierwsze znakomicie sprawdza się przy jedzeniu, o czym nie należy mówić dzieciom, bo przy jedzeniu się nie czyta, prawda? A co do lampki - patrz wyżej, każdy decyduje sam. A poza tym to potrzebne są książki, książki, książki...
     A propos: strasznie mnie denerwują źle sformatowane książki (mówię, oczywiście, o postaci elektronicznej). Ostatnio miałem do czynienia z takimi. Wszystko wskazuje, że pliki w czytnikowych formatach były tępą konwersją z formatu PDF. Znalazłem na to tylko jedno lekarstwo: ponowna konwersja, ale do RTF, a następnie usunięcie (w Wordzie) zbędnych elementów formatujących, w dużej mierze przy pomocy funkcji "znajdź - zastąp". Na koniec jeszcze uruchomienie spell-checkera, poprawienie tego, co trzeba - i w ten sposób po 2-3 godzinach mamy w miarę przyzwoicie przygotowany tekst w formacie RTF, który Calibre wdzięcznie konwertuje do MOBI. Co prawda, pytanie o to, czy warto było poświęcić te 2-3 godziny, na razie pozostaje bez odpowiedzi, bo do książki zabiorę się dopiero za jakiś czas, ale przynajmniej ukoiłem ból, który zawsze rodzi we mnie widok źle sformatowanego tekstu.
     A teraz - spać! Jutro wcale nie sobota, tylko czwartek, a dzisiejsze spotkanie z dawnymi kolegami z Formiki może nie było zbyt długie, ale za to napełnione, jakby to powiedzieć, właściwą treścią. Męska wódka pod kabanosy, żółty ser i ogórek prosto ze słoika...