Przebudzenie

27 lut 2013

     Obudziłem się, była 5:54. Cholera, budzik nastawiony na szóstą, więc spania już nie ma, tylko sześć minut zostało. Zezłościło mnie to, więc z tej złości się obudziłem. Nie od razu zrozumiałem, co się dzieje - budzik wskazywał 4:20. Po chwili się ucieszyłem, że do szóstej jeszcze tyle czasu i że mogę spokojnie zasnąć i spać dalej, jeszcze ponad półtorej godziny! Tak bardzo mnie to ucieszyło, że aż się roześmiałem. I to mnie obudziło. Budzik wskazywał 6:52… O rany! Przecież o ósmej muszę być w pracy! Wyskoczyłem z łóżka nieco niezręcznie, o mało nie zwichnąłem nogi w kostce, bo przesunął się leżący koło łóżka dywanik…
     To gwałtowne wydarzenie mnie obudziło. Siedziałem na krawędzi łóżka, nieprzytomnie gapiąc się na budzik. Na budziku świeciły się cyferki 0, 8, potem dwukropek, a dalej 1 i 2. Dwanaście po ósmej. Znaczka, wskazującego na to, że budzik jest nastawiony na jakąś konkretną godzinę, na wyświetlaczu nie było. No bo i po co. Przecież sam wyłączyłem alarm przed zaśnięciem. Bo i po co komu alarm w sobotę…
     Był słoneczny, prawie wiosenny dzień, za oknem odwilż. Dochodziłem do siebie gdzieś tak do jedenastej.