O tej książce krytycy i recenzenci mówią w
samych superlatywach. Chwalą Twardocha za konstrukcję powieści, za język, za
dbałość o szczegóły, za zręczne granie stereotypami - no właściwie za wszystko.
Gdy popytałem tych, którzy książkę przeczytali - też wszyscy twierdzą, że to
wybitna powieść. Ja sam wciąż jej nie doczytałem (jestem gdzieś tak w połowie),
ale już teraz mogę potwierdzić: tak, to jest wydarzenie w polskiej literaturze
współczesnej. Ale mam z "Morfiną" problem. Zupełnie, ale to naprawdę
zupełnie nie mogę zanurzyć się w języku Twardocha. Rozumiem, dlaczego jest
taki, a nie inny - ale nie mogę. Nie odpowiada mi, czyta się ciężko. Nie ma w
nim przesadnej archaizacji, co najwyżej lekkie upodobnienie do przedwojennego
brzmienia polszczyzny, więc nie o to chodzi. Sądzę, że trudność sprawiają mi
liczne fragmenty, gęsto rozsypane po całej książce, przypominające język
Gombrowicza. (Nie znaczy to bynajmniej, że Gombrowicza znam - też mi nigdy nie
wchodził, ale mniej-więcej kojarzę sposób pisania.)
Skojarzenie z Gombrowiczem powtarza się
właściwie w każdej recenzji, czyli zapewne się nie mylę. Długie zdania,
pozbawione "normalnej" interpunkcji, płynne prześlizgiwanie się
między warstwami bardziej czy mniej rzeczywistej rzeczywistości, zjeżdżanie w
narkotyczne majaki - a w tym wszystkim próba zrozumienia własnej tożsamości
bohatera. Ta próba ciągnie się przez wszystkie jego działania i zaniechania i
jak od ścian odbija się od uzależnienia od morfiny i od kobiet - żony, kochanki
i przede wszystkim matki. Wszystko to jest podane w sosie z groteski, ale bez
przesady. To taka groteska codzienna, groteska grozy życia, istnienia i wojny.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron
obawiałem się, że wraz z autorem ugrzęznę w demitologizacji Polski przedwojennej
i walczącej, ale nie. Wygląda na to, że Twardoch miał świadomość zagrożenia i w
pełni świadomie rafę ominął. Całe szczęście, bo wówczas na pewno nie dałbym
rady książki dokończyć.
Wiem już, co mnie czeka, wiem, że będę
zmagał się z lekturą, ale spróbuję. Bo jest w tej książce coś, co - mimo że jej
"transowość" nie bardzo mi odpowiada - nie pozwala tak po prostu
odłożyć ją na półkę.