22 gru 2012



Życzenia świąteczne


     Każdemu, kto to przeczyta, życzę wszystkiego dobrego na Święta Bożego Narodzenia i na Nowy Rok! Niech wasz (i mój) najgorszy dzień nadchodzącego roku będzie lepszy od najlepszego dnia w tym, który się kończy. Trochę to maksymalistyczne, ale co tam! A nuż się spełni?
     Niech każdy spędzi czas świąt z tymi, z którymi chce być. A ci, którzy tego uczynić nie mogą - niech przyjmą to bez żalu i gniewu. Może za rok się uda? Zostawmy żal, gniew, frustracje i smutki gdzieś w najdalszym kącie, przynajmniej na te parę dni. Spróbujmy się cieszyć świętami i tym dobrym, co się w czasie świąt dzieje - a przecież zawsze się dzieje! I może stanie się tak, że się przyzwyczaimy i polubimy ten stan, i postaramy się go przedłużyć poza okres świąteczno-noworoczny.
     Wszystkiego najlepszego!

20 gru 2012



Jeszcze o Severskim

     Jeżeli ktoś byłby zainteresowany - TUTAJ można przeczytać rozmowę Sylwestra Latkowskiego z Vincentem V. Severskim. 

W pewnym stopniu ta rozmowa uzupełnia książki, szczególnie "Nielegalnych". Nie mam zdania o Latkowskim, za mało wiem. Widziałem kilka jego filmów czy reportaży, gdzieś czytałem, że siedział za "wymuszenie rozbójnicze"... Wygląda na to, że jest co najmniej kontrowersyjną postacią.


No po prostu nie mogłem się powstrzymać! (Znalezione w sieci)

19 gru 2012


O języku Severskiego, o nożu,
o pomnikach i o smutku

     Severski w zasadzie posługuje się dobrym językiem. Nie jest to język wyszukany, raczej prosty (ale nie ubogi), całkowicie poprawny i odpowiedni do treści książek. Autor nie nadużywa wulgaryzmów. Jest trochę powtórzeń, ale aż tak bardzo nie przeszkadzają w czytaniu i mogą być uznane za przejaw indywidualnego stylu autora. Wielokrotnie natrafiamy na zdania lub pojedyncze słowa w obcych językach, przede wszystkim rosyjskie. Z tego, co zauważyłem, w znakomitej większości przypadków ich użycie jest prawidłowe, choć kilka wstawek rosyjskich było dla mnie zagadką z punktu widzenia ich sensu w konkretnym kontekście.
     Czego nie jestem pewien, to użycie słowa "starszyna" w stosunku do Andrieja Trubowa. W "Nielegalnych" Severski nazywa go "starszym sierżantem", a potem najczęściej używa określenia "starszyna". Moim zdaniem, to niezupełnie to samo, choć bardzo blisko. No i nóż Trubowa, czyli "kizlyar" z dedykacją Putina. Dlaczego "kizlyar"? Po co ta angielska transkrypcja? Kizlar, i już. Przecież to nazwa miasta w Dagestanie, gdzie wytwarzane są znane na całym świecie i bardzo popularne w Rosji noże, w tym noże bojowe. Co prawda, wpisanie do Googla hasła "kizlar", a następnie przełączenie na grafikę daje nieco zaskakujący wynik: same dziewczyny! Rzecz w tym, że tureckie "kizlar" oznacza właśnie "dziewczyny". Nawiasem mówiąc, to jedna z hipotez pochodzenia nazwy miasta. A obrazek z nożem kizlarskim pojawia się dopiero na piątej stronie. No i dobrze, lepiej oglądać dziewczyny, niż noże.
     Wróćmy jednak do noża. Otóż sama wytwórnia znakuje swoje wyroby podwójnie: rosyjskim "КИЗЛЯР" i pisanym łacinką "KIZLYAR". Czyli autor jest niby w pełni usprawiedliwiony. Ale sądzę, że wystarczyłoby napisać "kizlyar" raz, wyjaśnić, że to marka, krótko wyjaśnić, czym jest nóż kizlarski (tym bardziej, że Severski chętnie dorzuca takie szczypty detali dla uwiarygodnienia informacji) i dalej już nie używać tego dziwnie wyglądającego turecko-angielskiego łamańca. IMHO...

18 gru 2012




Kurde, jak ja się Józkowi wytłumaczę...

17 gru 2012



"Niewierni"
Vincent V. Severski

     No naprawdę nie podoba mi się pseudonim autora. Zbyt pretensjonalny, jak na mój plebejski gust. Już wolałbym Kowalskiego. Ale rzecz nie w pseudonimie, tylko w książce.
     I znów ponad (grubo ponad!) 800 stron w wersji drukowanej - i znów bez znudzenia przeczytałem. Wrażenia podobne, jak po "Nielegalnych": dobra powieść szpiegowska. Prawdę mówiąc, nie potrafię przypomnieć sobie żadnego innego tytułu porządnie napisanej polskiej książki z tego gatunku. Ale może to moja słabnąca pamięć...
     Po przeczytaniu drugiego tomiska można pokusić się o pewne uogólnienia: to, co w jednej książce mogło być przypadkiem, jednorazowym chwytem, staje się "manierą", jeżeli powtarza się w kolejnej. Przede wszystkim - ci, którzy jeszcze nie czytali, niech nie spodziewają się wybitnej intelektualnej prozy. To jest książka sensacyjna, przygodowa, szpiegowska, a nie Dostojewski czy Mann (Thomas, nie Wojciech). To jest literatura rozrywkowa. I jako taka jest dobra. Schemat jest podobny do "Nielegalnych": liczne wątki na koniec zbiegają się w jeden nurt, ale nie wszystkie znajdują kompletne zakończenie - przecież ma być jeszcze trzecia część. Choć w zasadzie "Niewiernych" można chyba przeczytać, nawet nie znając "Nielegalnych", bo w miarę rozwijania się poszczególnych wątków wszystko staje się jako-tako zrozumiałe, zaś autor zręcznie przypomina niektóre istotne fakty z pierwszej książki.

"Legendy Arbatu" - Michaił Weller

11 gru 2012

     To nie była pierwsza książka Wellera, którą przeczytałem. Chyba piąta, po "Legendach Newskiego", "Przygodach majora Zwiagina", "Lodołamaczu Suworow" i "Umyślnym z Pizy". Pomysł ten sam, co w "Legendach Newskiego", czyli anegdoty i legendy wielkiego miasta, związane z szeroko komentowanymi i oplotkowanymi postaciami i wydarzeniami z czasów radzieckich i postradzieckich. Weller ma wyjątkowo barwny język i nie sposób czytać tej książki, nie chichocząc. Opowieść o mieszkającym (w czasach radzieckich właśnie) w Tallinie prawniku-Żydzie, którego zupełnie niespodziewanie zaprasza do Paryża jedyny krewny, który przeżył wojnę, może wywołać czkawkę ze śmiechu. Oto mała próbka rozmowy telefonicznej bohatera opowieści Simona Lewina ze stryjem Efraimem w moim pośpiesznym tłumaczeniu:

- Cieszysz się, że mnie słyszysz? - zazdrośnie pyta stryj.
- Jestem szczęśliwy, - bez przekonania oświadcza Simon. - Jakim cudem? Skąd?
- Ja? Z Paryża.
- A co ty tam robisz?
- Ja? Tu? Mieszkam?
- A dlaczego w Paryżu? - głupio pyta Simon, zupełnie nie wiedząc, jak podtrzymać rozmowę z bliskim, ale przez to wcale nie mniej zapomnianym wujem.
- Przecież muszę gdzieś mieszkać, - rozsądnie odpowiada słuchawka.

Dyskontowe Grand Cru

10 gru 2012




     Głupi jestem? Zupełnie nie mam smaku do wina, czy jak? Ale trudno, kontynuujemy temat "winnych cudów z Lidla".
     Ostatnio razem z Małgosią i Dankiem P. otworzyliśmy butelkę Saint-Emilion Grand Cru. Dumna nazwa, napis "Grand Cru" aż wali po oczach. Czasu mieliśmy aż nadto, bo Magda postanowiła się zdrzemnąć, więc butelka stała dość długo otwarta. Kajam się, tylko otwarta, dekantacji nie było, może dlatego, że ani nie pomyślałem o tym, ani dekantera pod ręką nie było.
     Rozlewamy do kieliszków, oglądamy, wtykamy nosy, próbujemy. No i tak: z wyglądu - ładne, fajnie oleiste, z jakimiś takimi czekoladowymi odblaskami, zapach zwany bukietem - nieszczególny (miałem poważny problem z rozpoznaniem czegokolwiek), smak… No właśnie, w przeciwieństwie do co najmniej kilku przeczytanych w necie opinii - zupełnie się nie podobał nikomu z nas. Podstawowe wrażenie - nieco zbyt wodniste.
     Ale czy nie jest tak, że mimo niskiej ceny, wskazującej na to, że cudów spodziewać się nie należy, jednak właśnie cudów się spodziewamy. No przecież Grand Cru! I druga, bardziej techniczna uwaga: w opisach tego wina zauważyłem, że poprawia się po naprawdę długim czasie po otwarciu, na przykład na drugi dzień! Ale na tyle czekania nie było nas stać.

"Nielegalni" - Vincent V. Severski

7 gru 2012


Vincent V. Severski
     Kindle to nieocenione urządzenie! Gdybym na samym początku zobaczył, że "Nielegalni" to opasłe tomiszcze, liczące 812 stron, to chyba bym się przestraszył. Powieść szpiegowska takiej grubości?! Napisana przez kogoś o wcale nie zachęcającym do czytania pseudonimie Vincent V. Severski?! A tu niespodzianka: przeczytałem! Kindle, jak to ma w zwyczaju, sprytnie ukrył liczbę stron, zastępując ją niewiele mówiącymi procentami, więc brnąłem dalej i dalej bez strachu - i muszę przyznać, że nie żałuję.
     "Nielegalni" to - w swoim gatunku - dobra książka. O ile jest prawdą to, co o autorze można znaleźć w necie, to wiele lat był on oficerem polskiego (najpierw w PRL, potem w RP) wywiadu. Zna więc środowisko i umie posługiwać się językiem, którym mówią ludzie, przez niego opisywani. Innymi słowy: język - dobry, klimat - dobry, intryga - dobra. Wszystko gra. Pewnie dla zasady należałoby dodać jakieś "ale", co? Nie, nie mam żadnego "ale". Z przyjemnością czytałem "Nielegalnych". Nie mamy wcale obfitości polskich powieści szpiegowskich, raczej cierpimy na ilościowy i (jeszcze bardziej) jakościowy niedobór w tej dziedzinie, a ta książka bardzo dobrze zapełnia tę lukę. Nie jest też tak zupełnie prosta. Przede wszystkim nie mamy do czynienia z jednym bohaterem. Severski wymyślił świetny sposób, żeby prowadzić kilka wątków jednocześnie, stopniowo splatając je w jeden. Każdy z tych wątków ma swojego bohatera. Postacie narysowane są w taki sposób, że całkiem przypominają żywych ludzi. No i rzecz warta odnotowania: to pierwsza książka Severskiego, debiut literacki. Moim zdaniem - pod każdym względem udany.

"Atlas chmur" w kinie

6 gru 2012


     Prawie tydzień zwlekałem z opisaniem wrażeń z "Atlasu chmur" jako filmu (bo o książce już było). Przede wszystkim - idźcie i oglądajcie! Na pewno warto. Dwie i pół godziny filmu, a druga co do ważności przy odbiorze kultury i sztuki część ciała nie ucierpiała. Nawiasem mówiąc, to dla mnie ważne kryterium oceny filmów: po seansie dupa boli - znaczy się, film był nie bardzo (bo fotele w nowoczesnych kinach są w miarę przyzwoite).
     Po tych kilku dniach dochodzę do wniosku, że, być może, film zrobiłby na mnie nawet większe wrażenie, gdybym nie czytał książki. Może, ale nie jestem pewien. Filmowi trudno jest cokolwiek zarzucić, ale kto wie, może wyszedłbym z kina nie tylko zadowolony, ale i lekko oszołomiony.
     Wielu miłośników kina wypowiada się o "Atlasie chmur" w samych superlatywach, używając takich słów, jak "magiczny, ponadczasowy", a nawet "arcydzieło"... Chyba trochę nadmiar entuzjazmu. Ale na pewno bardzo dobrze się ogląda. Technicznie - świetny pod każdym względem. Bardzo dobry montaż, doskonałe zdjęcia, piękna muzyka. No i charakteryzacja... Charakteryzacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Warto posiedzieć kilka minut dłużej i pooglądać napisy. Właśnie pooglądać, bo na ekranie pojawiają nazwiska aktorów i ich ucharakteryzowane twarze. I dopiero wtedy się rozumie, że wcale nie wszędzie ich rozpoznaliśmy.

Amarone i inne

5 gru 2012




     W jednym z naszych ulubionych, choć niezbyt często odwiedzanych (ze względu na usytuowanie) sklepów, czyli w Lidlu, od jakiegoś czasu można kupić wina z bardzo interesującymi słowami na etykietach: Amarone, Barolo, Priorat, Saint-Emilion… Na początek przytoczę kilka opinii o tych winach, które znalazłem w bezbrzeżnej sieci, a dopiero potem powiem coś sam.
Oto te opinie, wraz ze źródłami (usunąłem tylko kilka literówek):

Amarone della Valpolicella Classico 2008

Jak być powinno, Amarone poddałem dekantacji (zaraz po otwarciu – nos alkoholowo-owocowy. W smaku przedziera się cierpkość, dosyć silna kwasowość i brak owoców).
Po dekantacji zapach traci, staje się niewyczuwalny. Smak jest łagodniejszy, cierpkość traci intensywność, kwasowość jest słabsza. Alkohol niewyczuwalny. Wino jest jednak niewyraziste, płaskie, bez głębi. Nie smakuje jak Amarone, choć pije się je całkiem w porządku. Niestety to za mało… (http://www.winopodlupa.pl)

Wino jest pijalne, ale przeciętnego poziomu Valpolicella Classico zwykle jest ciekawsza, bardziej ekstraktywna i czystsza smakowo niż to Amarone. Brakuje wszystkiego, ale zwłaszcza problematyczna jest nicość budowy, wyrazistości, aromatów. To wino jest płaskie, puste, jednostajne, monotonne i daje wrażenie trunku za 20pln. Rozumiem, że mamy kryzys, ale proponowanie tej butelki w cenie 55 pln to jakiś absurd! Za 60 kilka złotych możecie w każdym sklepie winiarskim dostać zdecydowanie lepsze Ripasso! (http://najlepszewina.wordpress.com)