O języku
Severskiego, o nożu,
o pomnikach i o smutku
Severski w zasadzie posługuje się dobrym
językiem. Nie jest to język wyszukany, raczej prosty (ale nie ubogi),
całkowicie poprawny i odpowiedni do treści książek. Autor nie nadużywa
wulgaryzmów. Jest trochę powtórzeń, ale aż tak bardzo nie przeszkadzają w
czytaniu i mogą być uznane za przejaw indywidualnego stylu autora. Wielokrotnie
natrafiamy na zdania lub pojedyncze słowa w obcych językach, przede wszystkim rosyjskie.
Z tego, co zauważyłem, w znakomitej większości przypadków ich użycie jest
prawidłowe, choć kilka wstawek rosyjskich było dla mnie zagadką z punktu
widzenia ich sensu w konkretnym kontekście.
Czego nie jestem pewien, to użycie słowa
"starszyna" w stosunku do Andrieja Trubowa. W
"Nielegalnych" Severski nazywa go "starszym sierżantem", a
potem najczęściej używa określenia "starszyna". Moim zdaniem, to
niezupełnie to samo, choć bardzo blisko. No i nóż Trubowa, czyli "kizlyar" z dedykacją
Putina. Dlaczego "kizlyar"? Po co ta angielska transkrypcja? Kizlar,
i już. Przecież to nazwa miasta w Dagestanie, gdzie wytwarzane są znane na całym
świecie i bardzo popularne w Rosji noże, w tym noże bojowe. Co prawda, wpisanie
do Googla hasła "kizlar", a następnie przełączenie na grafikę daje
nieco zaskakujący wynik: same dziewczyny! Rzecz w tym, że tureckie
"kizlar" oznacza właśnie "dziewczyny". Nawiasem mówiąc, to
jedna z hipotez pochodzenia nazwy miasta. A obrazek z nożem kizlarskim pojawia
się dopiero na piątej stronie. No i dobrze, lepiej oglądać dziewczyny, niż
noże.
Wróćmy jednak do noża. Otóż sama wytwórnia
znakuje swoje wyroby podwójnie: rosyjskim "КИЗЛЯР" i pisanym łacinką
"KIZLYAR". Czyli autor jest niby w pełni usprawiedliwiony. Ale sądzę,
że wystarczyłoby napisać "kizlyar" raz, wyjaśnić, że to marka, krótko
wyjaśnić, czym jest nóż kizlarski (tym bardziej, że Severski chętnie dorzuca
takie szczypty detali dla uwiarygodnienia informacji) i dalej już nie używać
tego dziwnie wyglądającego turecko-angielskiego łamańca. IMHO...
Natomiast nazwa miasta Kizlar wywołuje u mnie łańcuszek skojarzeń. Otóż w Kizlarze urodził się książę
Piotr Bagration, generał, który zmarł kilkanaście dni po bitwie pod Borodino w
wyniku odniesionych ran. Bagration ostatnie lata życia spędził w
Sankt-Petersburgu, pod koniec mieszkając na Newskim. We wrześniu tego roku
odsłonięto pomnik Bagrationa. Ten fakt ma dość istotne znaczenie, bo trzeba
pamiętać, że rosyjski generał, książę Piotr Bagration, był Gruzinem, a pomnik
powstał za pieniądze gruzińskiego biznesmena Aleksandra Ebralidze, działającego
w Petersburgu. Ten sam Ebralidze sfinansował wcześniej napisanie, wydanie i
tłumaczenie na gruziński książki o Bagrationie (oryginalnie książka została napisana
po rosyjsku).
Miejsce, gdzie postawiono pomnik
Bagrationa, jest nieco odsunięte od głównego turystycznego szlaku przez
centrum miasta. Jego "koledzy" spod Borodina, generał-feldmarszałek
Goleniszczew-Kutuzow i generał-feldmarszałek Michael Andreas Barclay de Tolly,
pomnikami zostali uhonorowani jeszcze w 1837 roku. Obaj stoją przed soborem
Kazańskim, czyli soborem Kazańskiej ikony Matki Bożej w Petersburgu, przy
Newskim. Po drugiej stronie Newskiego znajduje się wylot ulicy o nazwie Małaja
Koniuszennaja. Na samym końcu tej ulicy (wówczas nazywała się inaczej: ul.
Zofii Pierowskiej - to ta, co kierowała zabójstwem Aleksandra II), pod numerem
1/3 mieszkałem przez kilka lat w dzieciństwie. Tego budynku podobno już nie ma,
a i ulica wygląda zupełnie inaczej... Po wpisaniu tego adresu w Googlu
dowiadujemy się, że znajduje się tam konsulat Szwecji. Może jeszcze kiedyś
trafię w to miejsce. Chciałbym, a jednocześnie coś mnie powstrzymuje. Nawet nie
wiem, co - może obawa przed konfrontacją pamięci z rzeczywistością?
Wczoraj dowiedziałem się, że kilka dni
temu odeszła Marta... I nie mogę dojść do siebie. To też konfrontacja pamięci z
rzeczywistością: ja ją pamiętam, a jej już nie ma. Ostatni raz widziałem ją
wiele lat temu (wyjechała do USA) i zawsze będę pamiętał ją jako trzydziestoletnią kobietę. Na pogrzeb pójść nie mogę, ale na pewno znajdę grób
na Północnym. Położę kwiatek, zapalę znicz. Co wywołuje smutek, a czasem ból,
gdy ktoś umiera? Przecież nie sam fakt śmierci - każdy kiedyś umrze. Czy należy
z tym bólem walczyć? Tłumić go? A może to jedna z tych rzeczy, które czynią nas
ludźmi?
Ludzki mózg ma cudowną właściwość
stopniowego gaszenia bólu po stracie. Gdyby nie to, nie dałoby się żyć. Ten
mechanizm działa jednak dobrze tylko wtedy, gdy nie ma zbyt wielu i zbyt
silnych powiązań między tym, co się straciło, a bieżącą rzeczywistością.
Czasami podtrzymujemy te powiązania sami, bo nie chcemy rozstać się choćby z
wyobrażeniem kogoś utraconego. Ale wówczas można zatracić proporcje między rzeczywistym
żalem czy smutkiem po stracie a "gmeraniem w jestestwie" (jak mawia
nieoceniona D.) i rozczulaniem się nad sobą samym. Trudne to wszystko, ale jakoś
trzeba sobie radzić.
Do tych rozmyślań wino mi nie pasowało, bo
to byłoby vin triste. Koniak okazał się bardziej odpowiedni, ale
już dość. I koniaku, i rozmyślań.