Urszula Dudziak świętuje urodziny (z sieci) |
O Urszuli Dudziak wiem "od
zawsze", ale nigdy nie słuchałem jej śpiewania zbyt wiele, raczej
okazjonalnie. Ale gdy nadarzyła się okazja, natychmiast kupiłem bilety na jej
koncert urodzinowy w Och-Teatrze. Koncert odbył się 28 października. Właściwie
dwa koncerty, bo na pierwszy, o 19:00, biletów już nie było, ale w porę
zauważyłem, że ma być drugi, o 21:00, i zdążyłem. Warto było.
Pani Urszula znana jest głównie z tego, że
śpiewa, ale wystarczy trochę poczytać o niej, żeby się dowiedzieć, że lubi też
mówić, opowiadać. Fakt, lubi. Część koncertu to były monologi pani Urszuli.
Sympatyczne, nawet zabawne, wcale nie powodowały zniecierpliwienia w
oczekiwaniu na kolejną porcję muzyki. A pani Urszula ładowała widownię
pozytywną energią, choć w sposób nieco przewrotny, bo w stylu "dobre myśli
- to dobre słowa, dobre słowa - to dobre życie. Kochajcie siebie, powtarzajcie
sobie, że jesteście wspaniali. A gdy po tym koncercie jutro staniecie przed
lustrem w łazience, powiedzcie głośno, że kochacie... Urszulę Dudziak!"
To, co usłyszeliśmy na koncercie,
pochodziło głównie z nowej płyty "Wszystko gra". żadnych tam
łatwiutkich kawałków, rzeczy melodycznie trudne, jeszcze trudniejsze do
wyśpiewania. Większość była śpiewana unisono z saksofonem. Co ciekawe, parę
razy miałem problem z odróżnieniem głosu od saksu. No i - na koniec, oczywiście
- była "Papaya", utwór rozpoznawany nawet przez tych, którzy nie mają
pojęcia o Urszuli Dudziak. Nie zabrakło też charakterystycznych, sygnaturowych
fraz, w których pani Urszula przechodzi w kilka sekund przez całą swoją
pięciooktawową skalę - nadal brzmią imponująco!
Dokładnie nie wiem, jak nazwać sposób
śpiewania pani Urszuli. W każdym razie jest to śpiewanie jazzowe, wywodzące się
z techniki "scat". Dzięki Bogu, Urszula Dudziak eksploatuje przede
wszystkim swój głos, a nie gadżety elektroniczne. Te są używane, oczywiście,
ale jedynie jako wzbogacający brzmienie dodatek, na przykład, do zapętlania
fraz i śpiewania jakby w duecie z sobą samą.
A propos duetu: pod koniec koncertu panią
Urszulę wspomagała córka, Mika (Michelle) Urbaniak. I nawet zaśpiewała jedną
piosenkę sama. Może i dobrze zaśpiewała, ale jakoś inaczej się nastroiłem - i nie
weszło.
Pani Urszula - jak na swoje nieukrywane 70
lat - wygląda i porusza się na scenie bardzo dobrze, śpiewa znakomicie, więc
całość (razem ze wspomnianymi monologami i kilkoma anegdotami) zrobiła
doskonałe wrażenie. Co ciekawe, dość obojętna na muzykę Magda tym razem
wchłonęła ten koncert jednym haustem - pewnie nie bez znaczenia była owa
pozytywna energia, o której już wspomniałem.
Publiczność odśpiewała Urszuli Dudziak
"Sto lat". Obyśmy wszyscy byli w takiej formie i mieli tyle energii,
gdy dobijemy do siedemdziesiątki.