Parę zdań o winie

4 lis 2012

     Wczoraj spotkaliśmy się z Małgosią i Mikołajem D., u nich. Przez jakiś czas była też Magda, która za parę dni przeprowadza się do Krakowa w związku z nową pracą. Bardzo lubię spotkania z nimi, rozmowy, lubię ich dom. Dobrze się u nich i z nimi czuję.
     Małgosia jak zwykle przygotowała - nie bez udziału Magdy - coś fajnego do jedzenia, a Mikołaj - do picia. Otóż jest to jeden z powodów, dla których lubię te spotkania. Mikołaj wino lubi i o winie sporo wie, więc zawsze wyciągnie ze swoich zapasów coś ciekawego. Wczoraj opróżniliśmy dwie butelki białego wina na początek (Chablis i Nottola PerGloria), a potem butelkę Rosso di Montalcino, następnie butelkę Barolo, a na koniec jeszcze jedno Rosso. Tak się złożyło, że Rosso di Montalcino piłem pierwszy raz w życiu. Wiedziałem o tym winie, czytałem, że nazywają je "młodszym bratem Brunello" - ale nigdy nie próbowałem. Od wczoraj wiem, że to jedno z tych win, które lubię. Czyli moja lista wygląda następująco: 1. Amarone, 2. Brunello, 3. Rosso di Montalcino. A Barolo i wina w stylu Barolo - nie, nie pasują mi i już.
     Kilka słów o wspomnianym wyżej Nottola PerGloria. To był jeszcze jeden "pierwszy raz" - białe wytrawne (uwaga!) z Toskanii. Bardzo fajne wino! Rześkie, leciutko musujące, naprawdę świetne. Bardzo wolno przyzwyczajam się do smakowania i doceniania białych win, ale jeszcze parę butelek takiego rodzaju i stanę się fanem.
     Na szczęście moje i wszystkich tych, którzy podobne wina lubią, nareszcie niektóre z nich zaczęły się pojawiać (przede wszystkim w Lidlu) w dość przyzwoitych cenach, gdzieś tak w przedziale 40-50 złotych. Oczywiście, istnieją wersje znacznie droższe i zapewne lepsze: wystarczy zajrzeć do netu i sprawdzić ceny Amarone - 200, 300, 500 złotych... Ale i te za 40 czy 50 są naprawdę dobre i z całą pewnością warte swojej ceny. Nawiasem mówiąc, Nottola PerGloria jest z tej samej półki cenowej.
     Na co dzień ostatnio piję hiszpańskie wino z kartonika: tempranillo Don Simon. To jest w pełni akceptowalna ciecz do zwalczania cholesterolu. Traktuję więc ją czysto leczniczo, ale i przyjemności trochę mam. Dzisiaj jednak sobie odpuszczę...
     Aha, jeszcze jedno. Niedawno zobaczyłem na półce sklepowej macedońskie wino o nazwie Macedonia Vranec. Obudziło to wspomnienia z pobytu w Macedonii właśnie, więc kupiłem. To jest półwytrawne wino z typowego dla Macedonii szczepu Vranec właśnie. Może nie aż tak rewelacyjne, jak to podaje na swojej stronie dystrybutor, ale zupełnie niezłe. A w litrowej butelce za 20 złotych - to nawet i bardzo dobre. Przy okazji przypomniało mi się bardzo dobre chardonnay z Tikves, temjanika (to taki tamtejszy muskat) i chyba najbardziej popularne w Macedonii wino o nostalgicznej, ale pięknej nazwie "T'ga za Jug", czyli "Tęsknota za Południem". Półwytrawne, z wspomnianego już szczepu Vranec. Można je już kupić w Polsce, ale wcale nie jestem pewien, czy to zrobię. Nie wspominam tego wina jako wyjątkowego, więc obawiam się rozczarowania. Może więc wrócę do niego, jeżeli uda mi się znów trafić do Macedonii, najlepiej do Ochridu.


     Ale na razie na podróż do Macedonii nie ma co liczyć. Jednak można liczyć na przygody z winem. Czeka na degustację butelka Saint Emilion Grand Cru 2010. I tym optymistycznym akcentem...