Rioja kojarzy mi się z czymś innym, niż doświadczyłem przy tym winie. Jestem "wychowany" na El Coto, Coto de Imaz, Marques de Caceres i Marques de Riscal. A tu nagle…
Monte Rojo Rioja 2010 robi wrażenie prostego, ale przy drugim kieliszku już takie proste nie jest, nabiera wyrazu - jednak dalej cudów już nie ma (ten pierwszy kieliszek był pity od razu po otwarciu, nie daliśmy winu pooddychać). Dobry średni poziom, nawet bardzo dobry, takie wino, które większości będzie smakowało. Przede wszystkim robi wrażenie… słodkiego! Jest to całkiem wytrawne czerwone wino, ale w porównaniu z innymi crianzami wydało się znacznie słodsze. Przyjemne, delikatne, dość intensywnie owocowe, trochę wanilii, ale w przeciwieństwie do innych, którzy coś o tym winie pisali, pieprzu w nim nie poczułem ani trochę. Piliśmy to wino bez jedzenia, dla samego wina, i okazało się całkiem do takiego popijania odpowiednie.
Dla pełni informacji: Monte Rojo pochodzi z części zwanej Rioja Alta. Podobno właśnie dlatego (dłuższe dojrzewanie w chłodniejszych warunkach) ma bardziej owocowy smak. No i jak to Rioja - 100% Tempranillo. 14% alkoholu - to sporo, ale tego się nie czuje (kolejny plus dla tego wina). Dobrze, że mam jeszcze jedną butelkę.