23 paź 2012


Kapłan w świecie "Patroli"

    Do Brysona jakoś nie mogę się zabrać. Niby zacząłem, ale na razie idzie mi baaardzo wolno. Konkretnie - "Krótka historia prawie wszystkiego", w tłumaczeniu na rosyjski. No, ale nie wątpię, że się rozpędzę i z przyjemnością przeczytam.
     A tymczasem przeczytałem trzy rzeczy, powiązane ze światem "Patroli" Łukjanienki. Dwie książki napisał Witalij Kapłan - "Korona" (to właściwie opowiadanie) i "Inny wśród Innych". Nie nadzwyczajne, ale ciekawe, o ile kogoś w ogóle "Patrole" zainteresowały. "Korona" to historia kota (!) obdarzonego rozumem i będącego liderem kociego patrolu (!), współpracującego z Jasnymi. "Inny wśród Innych" to powieść, zbudowana na konflikcie między głęboką wiarą (prawosławną) i byciem Innym.
     Trzecia pozycja to był fanfic pod tytułem "Lokalny patrol". Jak na amatorskie pisanie - całkiem dobre, mocno osadzone w świecie Łukjanienki i Wasiliewa (który napisał zupełnie niezłe "Oblicze Czarnej Palmiry", ale moja ocena nie jest do końca obiektywna, bo akcja rozgrywa się w moim ulubionym Petersburgu). W każdym razie z przyjemnością przeczytałem. Przy okazji okazało się, że "patrolowych" fanfików, oczywiście po rosyjsku, napisano już bardzo dużo, ale nie wiem, czy będę aż tak uparty, żeby je czytać.
     W ostatnią niedzielę miałem ogromną przyjemność ze spotkania z Anetą D. i Olą A., z którymi przez wiele lat pracowaliśmy razem w PAPie. Ola przyjechała do Anety z mężem, Bohdanem, myśmy byli, oczywiście, razem z Magdą. Bardzo sympatyczny wieczór, spędzony przy jedzeniu (wszystko przygotowała Aneta, od przystawek do deseru, i było bardzo smaczne), winie i rozmowach. Na dodatek był to kolejny ładny jesienny dzień, więc część czasu spędziliśmy na tarasie. Dodatkową atrakcją był Paco (Pako?), młodziutki pies multirasowy, już spory, ale jeszcze nieco niezgrabny. Bardzo przyjazny zwierzak.
     Takie weekendy lubię chyba najbardziej. W piątkowy wieczór zajmowałem się kuchnią, podczas gdy Magda z Dorotą O. były w teatrze. Przygotowałem parę prostych rzeczy na późną kolację: forszmak (taki prawdziwy, aszkenazyjski), naleśniki z łososiem wędzonym i szarlotkę, którą nie wiem jak nazwać: po żydowsku? według Wajla? wspomnienie dzieciństwa? Chyba wszystko w miarę udane, szczególnie z dodatkiem butelki Mateusa i paru szklanek tempranillo, takiego z kartonika, więc nie najwyższej klasy, ale do śledzia czy naleśników - całkiem niezłego.
     Sobota - wieczór u Małgosi i Danka P. (imieniny Małgosi), z całą masą dobrego jedzenia i potężnym akordem na koniec w postaci fasolki po bretońsku. Tak dobrej, że do dziś żałuję, iż nie mogłem zjeść więcej. Przy okazji: znalazłem przypadkiem, podczas wędrówek po sieci w poszukiwaniu czegoś, co odnosiło się do moich lektur, wiersz pani Lucyny Jakubiak, który dość dobrze do Małgosi pasuje. Może kiedyś go przeczyta.

Małgorzata

Gretchen, Greta, Małgośka
Faustowska wybranka
Margerytka - stokrotka
I królowa Margot

Pije kawę jedynie
W cienkich filiżankach
Zna zioła tajemnicze
Nie obcy Jej tarot

Ceni dowcip, finezję
Rozmowy  o zmroku
Na wymarzoną suknię
Da ostatni grosik

Szalona optymistka
wciąż młodsza co roku
chcesz o szczęściu  pogwarzyć?
Zadzwoń do Małgosi!

     Dziś jest poniedziałek, późny wieczór, szklankę już opróżniłem (drugą, co - nawiasem mówiąc - nie pomogło w oglądaniu idiotycznego filmu, bo był zbyt idiotyczny), na bloga wrzucę to jutro.