Wasiliew to współautor "Dziennego patrolu" (razem z Łukjanienką) i autor "Oblicza Czarnej Palmiry". "Wilcza natura" i "Bestia w każdym z nas" to jedna książka, podzielona na dwie części. Nie nadzwyczajna. Może pomysł nawet niezły, ale coś nie wyszło. Wasiliew opisuje alternatywną rzeczywistość, w której ludzie pochodzą nie od małp, tylko od psów i wilków (i proszę nie zarzucać mi niewiedzy, z tym pochodzeniem od małpy - to tylko skrót). Królową nauk jest inżynieria genetyczna. W którymś momencie historii zostaje dokonana manipulacja genetyczna, zwana biokorekcją a polegająca na usunięciu "wilczego genu". Przez następne 200 lat na Ziemi zdarza się nie więcej niż 2 morderstwa rocznie. Ciekawy punkt wyjścia, ale sama książka - taka sobie. Na (łącznie w papierowym wydaniu) 700 stronach autor opisuje uganianie się służb specjalnych za grupą superwyszkolonych superkomandosów, przeplatając to scenami walk. Okazuje się, że "ci dobrzy" są nierzadko gorsi od "tych złych". Nic nowego, prawda?
Jedyne, co mnie naprawdę zainteresowało, to pomysłowość autora w opisywaniu urządzeń, którymi posługują się bohaterowie. Od telefonu komórkowego do maszyn latających. Cała technosfera jest zastąpiona biomaszynami, których się nie buduje, bo się je hoduje. Nawet domy są hodowane. Urządzeń się nie zasila czy nie nalewa się do nich paliwa - urządzenia się karmi. Zabawny pomysł, ale mógłby być wykorzystany jeszcze lepiej. Jednak Wasiliew chyba obawiał się, że wdawanie się w obszerne opisy biomaszynerii zaprowadzi go gdzieś w bok od głównej linii opowieści. Na dodatek chyba trochę zabrakło dystansu i poczucia humoru.
Powieść jest ściśle linearna, autor prowadzi czytelnika za rękę, nie pozostawiając mu żadnego marginesu na myślenie. Dla wyobraźni też za bardzo miejsca nie ma: muszę się przyznać, że, mimo precyzyjnego wskazywania ras psów przy opisach poszczególnych postaci, nie udało mi się stworzyć spójnego wizerunku takiej "ludzkości". Choć narzucające się stereotypy w rodzaju "elegancki jak każdy doberman" czy "ruchliwy, bo przecież buldożek francuski" albo "długowłosy blondyn-afgan" były nawet sympatyczne.
Krzyżyka na Wasiliewie bynajmniej nie stawiam. Napisał jeszcze parę rzeczy, więc spróbuję coś innego - może będzie lepiej.
A na dzisiaj już koniec. Już po północy, pusta szklanka po tempranillo do zmywarki - dziś była napełniona tylko w połowie, bo jutro rano pobiorą mi krew do zbadania poziomu różnych rzeczy, które w niej są zawarte. Nie chciałbym, żeby głównym składnikiem był alkohol...
P.S. O ile mi wiadomo, "wilcza" dilogia nie była jeszcze tłumaczona na polski.