Rozważania o śmierci w upalną niedzielę

5 sie 2013

     Niby to zupełnie niewłaściwy czas (letnie upalne popołudnie) i niewłaściwe miejsce (na wsi, pod lipą, z zimnym piwem), ale co tam. W końcu nie zawsze i nie wszystko trzeba traktować śmiertelnie serio. O właśnie, śmiertelnie - i to jest słowo-klucz do Pizzerii "Kamikaze" Etgara Kereta. Autor wcale nie traktuje spraw ostatecznych z, jak to się mówi, należną powagą. Prowadzi nas do świata zaludnionego (?) przez duchy samobójców, w którym wszystko jest właściwie prawie tak samo, jak w normalnym świecie. Tyle że czytanie Kereta każe się zastanowić nad sensem określenia "normalny".

     Nie ma w jego opowiadaniach jakiejś strasznie głębokiej filozofii. Ja odebrałem je jako opis poszukiwania punktu zaczepienia, który pozwoli na zapanowanie nad własnym losem, przynajmniej w części, bo zbyt wiele w życiu dzieje się w sposób niekontrolowany. A czy kontrolowanie tego, jak toczy się życie, jest dobre i dałoby nam cokolwiek pozytywnego - to już zupełnie inna sprawa. Może sięgnę po inne książki Kereta, żeby przekonać się, o czym jeszcze pisze. A pisze tak, że ma się ochotę przeczytać każde z opowiadań, nie odkładając książki.
     Zupełnie przypadkiem wczoraj obejrzeliśmy w TV film "Joe Black" z 1998 roku. Główne role w nim zagrali Anthony Hopkins i Brad Pitt. Hopkins - na swoim normalnym poziomie, czyli bardzo dobrze, natomiast co do Brada Pitta - mam mieszane uczucia. Zagrać samą śmierć (czy może Śmierć, z wielkiej litery) to nie byle jakie wyzwanie. Tyle że odniosłem wrażenie, że zarówno scenarzysta, jak i reżyser trochę zmarnowali tę postać. Pitt chyba dałby sobie radę i z trudniejszą rolą. W sumie pierwsza połowa filmu - ciekawa, druga - cukierkowo-ckliwa, z niepotrzebnie sentymentalną amerykańską końcówką. A w temacie rozważań o śmierci - niewiele. Śmierć w tym filmie po prostu bierze sobie urlop i chce poznać ludzi. Ot, przerwa w monotonnej pracy. A po drugiej stronie - człowiek sukcesu, który dowiaduje się, że zostało mu parę dni życia. Naprawdę, zapowiadało się ciekawie, ale się rozmyło.

     No i cały czas coś mi się wierciło z tyłu głowy - Keret, Keret... Gdzieś wcześniej natknąłem się na to nazwisko, zupełnie w nie-książkowym kontekście. No i znalazłem: dom Kereta. I to całkiem blisko, w Warszawie! Oto cytat z Wikipedii:
"Dom Kereta (pełna nazwa: Ermitaż – Dom Kereta) – instalacja artystyczna zaprojektowana przez architekta Jakuba Szczęsnego i grupę projektową Centrala, zbudowana w 2012 w pobliżu skrzyżowania ulic Chłodnej i Żelaznej na warszawskiej dzielnicy Wola. Obiekt został otwarty 20 października 2012[2]. Znajduje się on w 152-centymetrowej szczelinie pomiędzy powojennym blokiem mieszkalnym przy ul. Chłodnej 22 i przedwojenną kamienicą przy ul. Żelaznej 74. Instalacja posiada wewnątrz trzy poziomy i zaprojektowana jest jako obiekt mieszkalny." (Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dom_Kereta, zdjęcie z sieci.)

Muszę się tam wybrać i zobaczyć.