Refleksje moskiewskie cz. 3

9 wrz 2013

     Już wspominałem, że podoba mi się, w jaki sposób Moskwa jest restaurowana. Otóż jeden z dni pobytu poświęciliśmy częściowo na wycieczkę autokarową po mieście. Kiedyś nie lubiłem takich rzeczy, ale zmieniłem zdanie. Często jest to wcale niezła możliwość obejrzenia w krótkim czasie wielu rzeczy, do których można później wrócić, jeżeli są godne dokładniejszego obejrzenia. Po Moskwie od niedawna jeżdżą piętrowe autokary "City Sightseeing" - dokładnie takim samym jeździłem po Barcelonie, mając do dyspozycji jeden dzień. Ten system pozwala na kupienie biletu, wejście do autokaru, wyjście na jednym z licznych przystanków, a następnie kontynuowanie trasy dowolnym autokarem, należącym do systemu. I tak przez całą dobę, bo tyle jest ważny bilet.
     Jak należało się spodziewać, trasa autokaru wytyczona jest w taki sposób, by pokazać najciekawsze, najważniejsze, a jednocześnie najbardziej znane obiekty Moskwy. Zaczyna się, rzecz jasna, od historycznego centrum miasta, potem Kreml (głównie z drugiej strony rzeki, by obejrzeć całą panoramę). Tuż za mostem przez rzekę Moskwę obok Kremla - taki widok.


     Na mój gust - dobry przykład wpasowania nowego budynku w otoczenie architektoniczne. A takich budynków było znacznie więcej.
     Wysiedliśmy na przystanku nieopodal świątyni Chrystusa Zbawiciela. Ta majestatyczna budowla była nieobecna w panoramie Moskwy od 1931 do połowy lat dziewięćdziesiątych. Bolszewicy wysadzili świątynię, a zamiast niej powstał basen z podgrzewaną wodą. Jednak od 1999 roku ten pomnik zwycięstwa w wojnie 1812 roku znów stoi i funkcjonuje.


     Całość odbudowano zgodnie z pierwotnym wyglądem. Budynek jest naprawdę wielki, podobno może pomieścić jednorazowo ok. 10000 wiernych.
     Po zwiedzeniu wnętrz świątyni obeszliśmy ją dookoła i trafiliśmy na most (Patriarszy most), który powstał niedawno, bo w 2004 roku. Ten przeznaczony wyłącznie dla pieszych most okazał się świetnym miejscem, żeby przyjrzeć się kilku kolejnym ciekawostkom.
     Na lewo od mostu znajduje się słynny "Dom na nabierieżnoj", znajdujący się mniej-więcej naprzeciw Kremla. W latach trzydziestych mieszkali tam działacze partyjni, członkowie aparatu władzy, artyści, pisarze i przodownicy pracy. Wielu lokatorów tego ogromnego budynku (12 kondygnacji, 505 mieszkań) w połowie lat trzydziestych opuszczało luksusowe mieszkania w trybie nagłym i nie do końca dobrowolnie, a następnie znikało na zawsze.


     Na prawo - zupełnie co innego. Budynki z czerwonej cegły to siedziba fabryki czekolady o wdzięcznej nazwie "Czerwony październik". Właściwie to powinno się to nazywać "Czerwony październik, d. Teodor Ferdynand von Einem". Byłaby zabawna analogia. Teraz nie ma tam hal produkcyjnych, podobno pozostała tylko niewielka ręczna produkcja. Resztę przeniesiono dalej od centrum, a budynki stały się czymś w rodzaju centrum biurowo-wystawienniczego.


     A trochę dalej nad powierzchnią wody wznosi się coś, co przypomina ni to kawałek zdeformowanego okrętu żaglowego, ni to ustawioną w pionie postapokaliptyczną stertę złomu. Kto jak woli. To pomnik Piotra Wielkiego autorstwa Zuraba Cereteliego, czołowego monumentalisty Rosji. Złośliwi twierdzą, że ten pomnik miał początkowo być pomnikiem Kolumba, potem miał przedstawiać Guliwera (tak, tego od liliputów), ale po dziewięciu latach bezskutecznych prób sprzedania arcydzieła Amerykanom, Hiszpanom czy krajom Ameryki Łacińskiej monstrualista, pardon, monumentalista dał za wygraną i pozwolił władzom Moskwy zamówić pomnik w wersji z Piotrem. Tenże Piotr Moskwy serdecznie nie znosił i należy wątpić, że cieszyłby się, że stoi w Moskwie, w otoczeniu 98-metrowego złomowiska.
     Przez chwilę myśleliśmy o kontynuowaniu wycieczki autokarowej, ale - być może przytłoczeni geniuszem Cereteliego - zrezygnowaliśmy, bo zaczęło się chmurzyć i ochładzać. Następnego dnia lało od rana do wieczora.