W Moskwie nie tylko piliśmy gruzińskie i
abchaskie wino, były też inne atrakcje. A właściwie jedna, rozłożona w czasie:
zwiedzanie Moskwy. Nie całej, rzecz jasna. Ustaliliśmy pewien program, który w
całości udało się nam zrealizować. Magda i Asia były chyba nieco bardziej, niż
ja, zainteresowane typowo turystycznym zwiedzaniem, ale to wynika przede
wszystkim z tego, że ja w Moskwie byłem wielokrotnie, zaś Magda wróciła tam po
30 latach, Asia - po niespełna 10. Ja, co prawda, też miałem tę prawie dziesięcioletnią przerwę.
I cóż, wrażenia mamy dobre. Chodziliśmy
głównie po centralnej części Moskwy (wewnątrz pierścienia bulwarów), raz
jedynie jadąc trochę dalej, bo do Uniwersytetu. Moskwa - ta, którą widzieliśmy
- jest czysta i coraz bardziej uporządkowana. Na ulicach nie widać śmieci, w
wielu miejscach została zmieniona (lub jest zmieniana) nawierzchnia chodników z
asfaltu na płyty kamienne. Nie mam pojęcia, jak miasto wygląda w nocy czy
późnym wieczorem, ale w dzień, przy ładnej pogodzie (a pogoda była przez całe
dziesięć dni dobra) ulice i place robią dobre wrażenie.
Co ważne, ludzie też trochę się zmienili.
Kierowcy przepuszczają pieszych (czasami, nie zawsze), ryzyko, że oberwie się
ważącymi tonę drzwiami na wejściu do metra, jest zdecydowanie mniejsze, niż
kiedyś, bo ludzie przytrzymują te drzwi (też, oczywiście, nie zawsze, ale
często). Sprzedawczynie w sklepach są znacznie uprzejmiejsze - i nie mam na
myśli tylko tych ze sklepów z pamiątkami na Arbacie. Jasne, że to pewnego
rodzaju tresura, bo właściciel sklepu chce, żeby personel był uprzejmy, ale co
za różnica? Zawsze lepsza sztuczna grzeczność, niż naturalne chamstwo. A po
pewnym czasie uprzejmość wchodzi w nawyk.
Moskwa to nie jest tanie miasto. W
porównaniu z cenami, które znamy z życia codziennego w Warszawie, moskiewskie
są przeważnie wyższe. Jak to turyści, nie musieliśmy wydawać pieniędzy tak, jak
się je wydaje w normalnym życiu, ale niektóre rzeczy dały się porównać. Benzyna
jest znacznie, bo prawie o połowę, tańsza. Bilety komunikacji miejskiej też
tańsze, nawet te jednorazowe. Alkohol - droższy. Ceny produktów spożywczych podobne
do naszych, choć mam wrażenie, że w sumie trochę wyższe (na podstawie tego, co
widzieliśmy w supermarketach). Ale wybór w supermarkecie sieci
"Globus" - chyba większy niż w dowolnym naszym, szczególnie jak
porównam z najczęściej odwiedzanym "Carrefourem". Kilka razy jedliśmy
coś i piliśmy "na mieście" Zjeść da się mniej-więcej za tyle, ile się
płaci w Warszawie, ale warto pamiętać o godzinach lunchowych, bo w bardzo wielu
miejscach wtedy jest o wiele taniej. Przykład: restauracja (sieciówka) "Il Patio" na placu Maneżowym (a właściwie pod nim, bo w podziemnym centrum handlowym) -
ok. 90 złotych za przystawkę i gorące danie plus napoje dla 3 osób (tyle że
moje gorące danie to była pizza sporych rozmiarów). Natomiast gdy
zatrzymywaliśmy się na przysłowiową kawę, to było już nieco inaczej: w kawiarni
(też sieciówka, typu Starbucksa) za podwójne espresso, mrożone cappuccino i
koktajl truskawkowy zapłaciliśmy 61 złotych. Nawiasem mówiąc, gdziekolwiek
piłem kawę, wszędzie była dobra, ale kosztowała przeważnie 15-17 złotych za
podwójne espresso. No, oprócz "TGI Friday's" na lotnisku, bo tam było dużo
drożej, a dostałem lurę. W gruzińskiej restauracji "Dżondżoli" za
żadne danie (w godzinach lunchowych) nie zapłaciliśmy więcej niż 30 złotych,
ale ceny gruzińskich win zaczynają się tam gdzieś tak od 200 złotych za
butelkę. Parę razy jedliśmy lody (takie "uliczne", nie w kawiarni) -
nadal są dobre i niedrogie.
Jeśli chodzi o ceny, to ciekawostką dla
mnie były taksówki. Jechaliśmy dwa razy, w obu przypadkach normalną taksówką,
taką "korporacyjną". Nie było w nich liczników. W jednym przypadku
okazało się, że w granicach miasta (satelitarne miasto pod Moskwą) jeździ się
za zryczałtowane 15 złotych, w drugim (długa podróż na lotnisko) cenę 140 złotych
podano nam przy zamawianiu. I tyle. Nie było żadnych problemów.
Po mieście podróżowaliśmy głównie metrem.
Może niektóre stacje i wyglądają już na "zmęczone", ale jest czysto i
pociągi jeżdżą bardzo często. Staraliśmy się omijać godziny szczytu, ale dłużej
niż półtorej-dwie minuty nigdy nie czekaliśmy. Najwygodniej jest jeździć z
biletem magnetycznym na wszystkie środki komunikacji, czasowym lub na określoną
liczbę przejazdów. Czytniki zbliżeniowe pokazują, ile jeszcze zostało (czasu
lub przejazdów). Takie bilety można kupić, na przykład, na stacjach metra.
Dla tych, którzy nie znają rosyjskiego, ważne
może być to, że w wielu miejscach stopniowo pojawiają się napisy alfabetem
łacińskim, można też bez większego trudu znaleźć mapy (miasta czy układu
komunikacyjnego), opisane również łacinką. Za próbę (przypadkową, spowodowaną
nieuwagą) przetarcia łokciem dziury w szesnastowiecznym fresku zostałem
upomniany po angielsku, stanowczo, acz uprzejmie. Moskwa powoli staje się
bardziej przyjazna dla przybyszów spoza strefy cyrylicy - a jest ich coraz
więcej. Ale o tym - kiedy indziej.