Refleksje moskiewskie

5 wrz 2013

     W Moskwie nie tylko piliśmy gruzińskie i abchaskie wino, były też inne atrakcje. A właściwie jedna, rozłożona w czasie: zwiedzanie Moskwy. Nie całej, rzecz jasna. Ustaliliśmy pewien program, który w całości udało się nam zrealizować. Magda i Asia były chyba nieco bardziej, niż ja, zainteresowane typowo turystycznym zwiedzaniem, ale to wynika przede wszystkim z tego, że ja w Moskwie byłem wielokrotnie, zaś Magda wróciła tam po 30 latach, Asia - po niespełna 10. Ja, co prawda, też miałem tę prawie dziesięcioletnią przerwę.

     I cóż, wrażenia mamy dobre. Chodziliśmy głównie po centralnej części Moskwy (wewnątrz pierścienia bulwarów), raz jedynie jadąc trochę dalej, bo do Uniwersytetu. Moskwa - ta, którą widzieliśmy - jest czysta i coraz bardziej uporządkowana. Na ulicach nie widać śmieci, w wielu miejscach została zmieniona (lub jest zmieniana) nawierzchnia chodników z asfaltu na płyty kamienne. Nie mam pojęcia, jak miasto wygląda w nocy czy późnym wieczorem, ale w dzień, przy ładnej pogodzie (a pogoda była przez całe dziesięć dni dobra) ulice i place robią dobre wrażenie.
     Co ważne, ludzie też trochę się zmienili. Kierowcy przepuszczają pieszych (czasami, nie zawsze), ryzyko, że oberwie się ważącymi tonę drzwiami na wejściu do metra, jest zdecydowanie mniejsze, niż kiedyś, bo ludzie przytrzymują te drzwi (też, oczywiście, nie zawsze, ale często). Sprzedawczynie w sklepach są znacznie uprzejmiejsze - i nie mam na myśli tylko tych ze sklepów z pamiątkami na Arbacie. Jasne, że to pewnego rodzaju tresura, bo właściciel sklepu chce, żeby personel był uprzejmy, ale co za różnica? Zawsze lepsza sztuczna grzeczność, niż naturalne chamstwo. A po pewnym czasie uprzejmość wchodzi w nawyk.
     Moskwa to nie jest tanie miasto. W porównaniu z cenami, które znamy z życia codziennego w Warszawie, moskiewskie są przeważnie wyższe. Jak to turyści, nie musieliśmy wydawać pieniędzy tak, jak się je wydaje w normalnym życiu, ale niektóre rzeczy dały się porównać. Benzyna jest znacznie, bo prawie o połowę, tańsza. Bilety komunikacji miejskiej też tańsze, nawet te jednorazowe. Alkohol - droższy. Ceny produktów spożywczych podobne do naszych, choć mam wrażenie, że w sumie trochę wyższe (na podstawie tego, co widzieliśmy w supermarketach). Ale wybór w supermarkecie sieci "Globus" - chyba większy niż w dowolnym naszym, szczególnie jak porównam z najczęściej odwiedzanym "Carrefourem". Kilka razy jedliśmy coś i piliśmy "na mieście" Zjeść da się mniej-więcej za tyle, ile się płaci w Warszawie, ale warto pamiętać o godzinach lunchowych, bo w bardzo wielu miejscach wtedy jest o wiele taniej. Przykład: restauracja (sieciówka) "Il Patio" na placu Maneżowym (a właściwie pod nim, bo w podziemnym centrum handlowym) - ok. 90 złotych za przystawkę i gorące danie plus napoje dla 3 osób (tyle że moje gorące danie to była pizza sporych rozmiarów). Natomiast gdy zatrzymywaliśmy się na przysłowiową kawę, to było już nieco inaczej: w kawiarni (też sieciówka, typu Starbucksa) za podwójne espresso, mrożone cappuccino i koktajl truskawkowy zapłaciliśmy 61 złotych. Nawiasem mówiąc, gdziekolwiek piłem kawę, wszędzie była dobra, ale kosztowała przeważnie 15-17 złotych za podwójne espresso. No, oprócz "TGI Friday's" na lotnisku, bo tam było dużo drożej, a dostałem lurę. W gruzińskiej restauracji "Dżondżoli" za żadne danie (w godzinach lunchowych) nie zapłaciliśmy więcej niż 30 złotych, ale ceny gruzińskich win zaczynają się tam gdzieś tak od 200 złotych za butelkę. Parę razy jedliśmy lody (takie "uliczne", nie w kawiarni) - nadal są dobre i niedrogie.
     Jeśli chodzi o ceny, to ciekawostką dla mnie były taksówki. Jechaliśmy dwa razy, w obu przypadkach normalną taksówką, taką "korporacyjną". Nie było w nich liczników. W jednym przypadku okazało się, że w granicach miasta (satelitarne miasto pod Moskwą) jeździ się za zryczałtowane 15 złotych, w drugim (długa podróż na lotnisko) cenę 140 złotych podano nam przy zamawianiu. I tyle. Nie było żadnych problemów.
     Po mieście podróżowaliśmy głównie metrem. Może niektóre stacje i wyglądają już na "zmęczone", ale jest czysto i pociągi jeżdżą bardzo często. Staraliśmy się omijać godziny szczytu, ale dłużej niż półtorej-dwie minuty nigdy nie czekaliśmy. Najwygodniej jest jeździć z biletem magnetycznym na wszystkie środki komunikacji, czasowym lub na określoną liczbę przejazdów. Czytniki zbliżeniowe pokazują, ile jeszcze zostało (czasu lub przejazdów). Takie bilety można kupić, na przykład, na stacjach metra.

     Dla tych, którzy nie znają rosyjskiego, ważne może być to, że w wielu miejscach stopniowo pojawiają się napisy alfabetem łacińskim, można też bez większego trudu znaleźć mapy (miasta czy układu komunikacyjnego), opisane również łacinką. Za próbę (przypadkową, spowodowaną nieuwagą) przetarcia łokciem dziury w szesnastowiecznym fresku zostałem upomniany po angielsku, stanowczo, acz uprzejmie. Moskwa powoli staje się bardziej przyjazna dla przybyszów spoza strefy cyrylicy - a jest ich coraz więcej. Ale o tym - kiedy indziej.