25 sty 2013



"Noc przed końcem świata"
Andriej Kiwinow przy współudziale Siergieja Łukjanienki

     Skusiło mnie nazwisko Łukjanienki - bo "Patrole", "Brudnopis" i "Czystopis", bo "Spektrum", bo po prostu lubię go czytać. A tu - lipa. Łukjanienko napisał kilkanaście stron, prolog, a pozostałe trzynaście rozdziałów - inni autorzy, głównie Andriej Kiwinow (nic mi to nazwisko nie mówiło, ale o tym później) plus jeszcze czterech (stąd owo "przy współudziale" na okładce, w oryginale "при соучастии"). Moje rozczarowanie nie byłoby tak wielkie, gdyby nie to, że książka jest po prostu słaba. Ma kilka ciekawych momentów, ale ogólnie sporo jej brakuje do tego, by nazwać ją dobrą. Bez rytmu, bez napięcia, bez klimatu. Choć pomysł był bardzo ciekawy, i tym bardziej szkoda, że został zmarnowany.
     Dawno temu Bóg - z nieznanych powodów - dał cynk pewnemu staremu pijakowi, żeby zbudował łajbę, zagonił na nią rodzinę i całe zoo i, kiwając się na falach, przeczekał porę deszczową. Problem był więc natury technicznej: jak zbudować odpowiednio dużą krypę. W "Nocy przed końcem świata" rzecz ma się nieco inaczej: Bóg (chyba to był On) informuje dwunastu (!) uczestników pewnego czata internetowego, że następnego dnia o świcie nastąpi koniec świata, ale jest jeszcze możliwość przekonania Go, żeby tę imprezę odwołał. I to uczestnicy czata mają taką niezwykłą szansę. Mogą udać się do jakiegokolwiek miejsca w jakichkolwiek czasach - i uratować świat przed zagładą.
     I tu zaczynają się schody (literackie, znaczy się). Albo, jak mawiają Rosjanie, tu leżą grabie. Na te grabie nadepnęli słabiej lub mocniej wszyscy uczestnicy tego wieloautorskiego projektu. I nie chodzi mi o to, co czynią ich bohaterowie, bo to akurat wyszło w miarę sensownie: nie dokonują czynów bohaterskich, tylko starają się załatwić ciążące im przez całe życie niedokończone sprawy lub przynajmniej na koniec postąpić słusznie i sprawiedliwie. No, z wyjątkiem jednego, który się po prostu upija. Słowianin w końcu, Rosjanin, a kaca w takiej sytuacji może i nie być...
     Tak do końca to im nie wychodzi, ale opisanie tego wszystkiego w jeszcze mniejszym stopniu wyszło autorom. Najlepiej wypadł w pierwszym rozdziale Kiwinow, więc postanowiłem sprawdzić, kto zacz. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że to znany pisarz, który od 1994 roku napisał masę powieści, opowiadań i scenariuszy. W Polsce kompletnie nieznany. Znalazłem jedynie wzmiankę, że jest autorem scenariusza do serialu "Wakacje za kratami", który podobno leciał na jakimś kanale TV. Zamierzam poszukać jego książek i trochę poczytać.
     Mimo słabości książki trochę o niej myślałem. Wyobraźmy sobie taką sytuację: mówisz "Boże...", a tu nagle odzywa się przyjemnie brzmiący baryton - "No, słucham cię, mów". I co wtedy? Co powiesz? Co zrobisz?