Upgrade fatigue
Tak uwielbiający przyklejanie różnych, często trafnych etykiet Amerykanie nazwali syndrom zniechęcenia konsumentów, spowodowany nieprzerwanym strumieniem wciąż nowych i nowych modeli urządzeń, które weszły do kategorii przedmiotów codziennego użytku. Znakomitym przykładem są telefony komórkowe. Nowe modele pojawiają się z taką częstotliwością, że znakomita większość użytkowników nie jest w stanie ani nadążyć za informacjami o ich wprowadzaniu do sprzedaży, ani nawet w wystarczającym stopniu opanować użytkowanie obecnie posiadanego modelu przed kupieniem następnego. Pewien specjalista od rynku wysokich technologii, który sam w ciągu ostatnich 20 lat miał 25 rozmaitych urządzeń marki Apple, określił to tak: "Cokolwiek od nich kupujemy, już jest przestarzałe".
Jak już jesteśmy przy Apple (a jestem użytkownikiem iMaka, który stał się moim ulubionym komputerem), to spójrzmy na pewne liczby: od 2001 roku pojawiło się 6 nowych iPodów, 2 iPody mini, 6 iPodów Nano, 4 iPody Shuffle i 4 iPody Touch; od 2007 - 5 modeli iPhonów; od 2010 - 3 modele iPadów. To wszystko liczone do połowy 2012 roku. A lista przedmiotów na "i" na pewno była w tym okresie znacznie dłuższa.
Czy stosowany przez firmy, zalewające sklepy nowymi gadżetami, argument, że to jest uzasadnione ciągłym rozwojem i dążeniem do ulepszeń, jest wystarczający? A przecież - co prawda w nieco innych proporcjach czasowych - dotyczy to nie tylko telefonów, odtwarzaczy i tabletów. Telewizory, lodówki, zmywarki, samochody - wszystko! Właściwie wszystko jest produkowane i wywalane konsumentom przed nos w taki sposób, by ich skłonić do wymiany na nowszy model. Lepszy? Na pewno z jakimiś dodatkami, w których niezbędność mamy uwierzyć, ale czy lepszy? Wątpię.
Z samochodami chyba jest trochę inaczej, niż z urządzeniami audio-wideo i sprzętem kuchenno-domowym. Ze względu na cenę i jaką-taką niezawodność (a jeżeli nie niezawodność, to możliwość naprawienia) samochody żyją długo, krążąc po "rynku wtórnym". Nawiasem mówiąc, można odnieść wrażenie, że w ostatnich latach jakość samochodów, przekładająca się na długowieczność, nieco wzrosła. Natomiast z AGD jest z pewnością gorzej: dość kosztowne rzeczy potrafią zepsuć się wkrótce po zakupie, a przypadki, gdy coś zaczyna szwankować wkrótce po upływie terminu gwarancji są dość częste. Świadczy to o tym, że wszystko jest produkowane tak, byśmy chcieli i musieli wymieniać wszystko, co kupujemy, raz na kilka lat.
Nie jestem gadżeciarzem, ale też nie bronię się zbytnio przed techniką. Komputer mam, smartfona mam, telewizor w domu jest. Niektóre elementy konsumpcyjnej wysokiej technologii uznaję za wielce użyteczne - przykładem jest Kindle, który spowodował, że czytam od jakiegoś czasu znacznie więcej, bo jest to wygodny sposób czytania. Staram się jednak zachować zdrowy rozsądek, bo nie podoba mi się, na przykład, że sygnał telefonu komórkowego można usłyszeć nie tylko w kinie czy w teatrze, ale również podczas mszy w kościele czy na pogrzebie. Ludzie traktują swoje telefony jak przedłużenie siebie samego, ale bez przesady! W niektórych okolicznościach sygnał telefonu jest jak beknięcie albo puszczanie wiatrów.
Na dodatek duża liczba użytkowników ma jedynie mgliste pojęcie, jak używać całej tej wysokiej technologii. Trudno się dziwić: instrukcje najczęściej sprowadzają się do tego, jak urządzenie włączyć, naładować akumulator i wyłączyć.
I zastanawiam się, co mnie osobiście bardziej męczy: zalew nowinek technicznych czy cała reszta - nietrwałość, sposób użytkowania, wpływ na zachowania ludzi itd.
Dopijam Tequila Sunrise i idę spać. Chciałoby się powiedzieć "aż do wschodu słońca", ale gdzie tam - jutro słońce wstaje dopiero o 7:28, a ja o 6:10...